Pan Tomasz miał 44 lata, pracował jako przedstawiciel handlowy, pewnego dnia nagle zasłabł. Pogotowie zabrało go na izbę przyjęć Szpitala Powiatowego w Radomsku. Tutaj spędził kilka godzin. Już dostał wypis, już miał iść do domu, gdy prawdopodobnie dostał zawału i szpitala już nie opuścił. Po nagłej śmierci męża żona postanowiła szukać sprawiedliwości. Rodzina zawiadomiła prokuraturę, Izbę Lekarską oraz Ministerstwo Zdrowia. Skargą w tej sprawie zajmowało się też starostwo powiatowe w Radomsku.
- Nikt nie widzi problemu, mówią, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami, a prokuratura będzie prowadzić sprawę w nieskończoność? - denerwuje się pani Urszula, żona zmarłego pacjenta. - Mój mąż nie odzyska życia, oczekuję chociaż zwykłego "przepraszam". ...żeby ktoś przyznał, że zrobił coś nie tak.
Do zdarzenia doszło w lutym tego roku. Pan Tomasz jak co dzień poszedł do pracy. Gdy zasłabł, koledzy wezwali pogotowie, ale jeszcze zanim przyjechała karetka mężczyzna odzyskał przytomność. - Lekarz pogotowia przeprowadził badania, zrobił m. in. EKG i powiedział do męża, że musi się za siebie wziąć. To powinien być oczywisty sygnał, dla lekarzy, że z sercem jest coś nie tak. Tymczasem po przewiezieniu do szpitala wykonywano badania w zupełnie innym kierunku - wspomina pani Urszula.
Opowiada, że lekarka zapytała męża o to, czy ostatnio nie uderzył się w głowę. Przyznał, że rzeczywiście coś takiego się zdarzyło. Postanowiono więc zrobić tomografię głowy. Po kilku godzinach oczekiwania - najpierw na badanie, potem na wyniki - okazało się, ze wszystko jest w porządku i wypisano go do domu. - Mąż wciąż nie czuł się dobrze, ale nawet nie dostał zwolnienia z pracy, tylko skierowanie na badania serca i do kardiologa… z dopiskiem "pilne" - mówi żona.
Szpitala już nie opuścił, jeszcze na izbie przyjęć ponownie stracił przytomność. Reanimacja trwała półtorej godziny. Niestety, nie udało się go uratować. Lekarze stwierdzili, ze nastąpiło zatrzymanie krążenia.
- Dlaczego do tego dopuszczono? - pyta kobieta. - Przecież badanie wykonane w karetce wskazało na problem z sercem. Lekarze powinni wziąć to pod uwagę, podobnie jak fakt, że mąż wykonywał stresujący zawód, miał wysoki cholesterol. A na izbę przyjęć nawet nie poproszono kardiologa - żali się.
Pani Urszuli łamie się głos: - Zostałam sama z trójką dzieci. Nie miałabym żalu, gdyby próbowali go ratować, a oni nic nie zrobili…
Dyrekcja szpitala na polecenie starosty w maju przeprowadziła postępowanie wyjaśniające...
Czytaj dalej na następnej stronie...
Dyrekcja szpitala na polecenie starosty w maju przeprowadziła postępowanie wyjaśniające i w pisemnej odpowiedzi zapewnia, że personel nie popełnił żadnego błędu. - Nie doszło do naruszenia żadnych obowiązujących w tym zakresie procedur oraz przepisów prawa. Nie doszło do żadnych zaniedbań - napisał Radosław Pigoń, dyrektor Szpitala Powiatowego Radomsku.
Dyrektor tłumaczy, że pacjentowi wykonano wszystkie możliwe badania (badania laboratoryjne, RR i HR, CT głowy i EKG), których wyniki nie wybiegały poza normę. Neurolog zajął się chorym, ponieważ objawy wskazywały na przyczyny neurologiczne. 44-latek cały czas był otoczony opieką, "lekarz kilkakrotnie zaglądał do pacjenta, pytając o jego samopoczucie". Ten miał się nie skarżyć na żadne dolegliwości, a nawet negować jakikolwiek ból w klatce piersiowej. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci był masywny obrzęk płuc bez określonej morfologicznie przyczyny oraz niewydolność krążenia.
Dyrektor dementuje też informacje podawane przez rodzinę chorego, o tym, że już w karetce wykonano badanie EKG i je oceniono (brak jest zapisu takiej procedury w karcie przekazania z pogotowia). - Takie badanie wykonano dopiero w szpitalu, ocenił je dyżurny kardiolog - mówi dyrektor Pigoń.
Twierdzi też, że skierowanie pacjenta między innymi na badania serca i do poradni kardiologicznej nie było opatrzone hasłem "pilne". Dodatkowo tłumaczy, że lekarze w swoich ocenach kierowali się tylko informacjami podanymi przez samego pacjenta, a później wynikami badań, a te były w normie. Nie dysponowali dokumentacją medyczną pacjenta, który leczył się w przychodni przy ul. Armii Krajowej.
W lipcu w związku z pismem rodziny zmarłego audyt w szpitalu przeprowadził też wewnętrzny audytor, który nie stwierdził nieprawidłowości w zakresie organizacji działalności szpitala, jego wyposażenia i zasobów personalnych.
Postępowanie wyjaśniające w sprawie śmierci 44-latka prowadzi Okręgowa Izba Lekarska w Łodzi oraz Prokuratura Rejonowa w Radomsku.
- Postępowanie zostało zawieszone z powodu oczekiwania na opinię biegłego. Jago kontynuacja nastąpi prawdopodobnie na początku 2015 roku - poinformował prokurator Cezary Zawadzki z radomszczańskiej prokuratury.
- Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej podjął sprawę. W tej chwili prowadzone jest postępowanie, jego czas będzie zależał od stopnia skomplikowania sprawy, ilości świadków i dostępnej dokumentacji medycznej - mówi Adriana Sikora, rzecznik prasowy Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?