Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mieszkaniec Radomska od 17 lat czeka na drogę

mk, ak
Mieszkaniec Radomska domaga się dostępu do drogi publicznej A Sprawa ponownie trafiła do SKO. Czy zakończy się w sądzie?

Jak to możliwe, żebym w XXI wieku nie miał dojazdu do domu? - denerwuje się Stanisław Ostojski z Radomska. - Moje dzieci od małego chodzą po polach. Jedną drogę zamknęli, na drugiej stoją budynki, trzecia droga już prawie była budowana i znowu z tego nic nie wyjdzie. Gdzie ja mieszkam, w lesie? Jak mam żyć?

Problem pojawił się kilkanaście lat temu. W 1997 roku, kiedy sąd uznał, że dotychczasowa droga należy do jednego z mieszkańców ulicy Sanickiej, ten zagrodził teren i przejazd zniknął.

W końcu stworzenie dojazdu na swoim terenie zaproponował sąsiadowi Piotr Krzyszczuk, inny mieszkaniec ulicy Sanickiej. Miałoby się to jednak wiązać z zamianą działek, której właścicielką jest jedna a sąsiadek. Ta również musiałaby przekazać część swojego gruntu.

- Codziennie jak wychodzę na plac, to widzę, jak dzieci jeżdżą rowerami. Zima... lato... Błoto czy piach, muszą chodzić do szkoły wąską ścieżką między polami - opowiada Piotr Krzyszczuk.

Na zamianie każdy by skorzystał. Ostojski miałby drogę do domu, a sąsiedzi działki o bardziej im odpowiadających powierzchniach. Po sygnale mieszkańców miejscy urzędnicy rozpoczęli postępowanie. Jak tłumaczą, zamiana gruntów byłaby jednak możliwa dopiero po prawomocnej decyzji o tym, że teren pod drogę należy do miasta. Skoro w dokumentach na razie nie było mowy o zamianie działek między sąsiadami (ta, zdaniem urzędników miała nastąpić później), mieszkańcy się odwołali. Z powodu uchybień w postępowaniu, m. in. zastosowania złych procedur, Samorządowe Kolegium Odwoławcze przyznało im rację.

- W decyzji uzasadniano, że urząd miasta stosował przepisy, które nie dotyczą tej konkretnej sprawy. Kiedy ostatecznie wszystkie trzy zainteresowane strony wyraziły zgodę na zamianę, magistrat... umorzył sprawę - opowiada Krzyszczuk, który najbardziej zaangażował się w sprawę zamiany działek.

Przedstawiciele magistratu tłumaczą, że SKO wskazało inną ścieżkę rozwiązania problemu i to dlatego poprzednie postępowanie trzeba było uchylić. - Decyzja była z jakiś względów wadliwa, ale po rozprawie administracyjnej wszyscy zgodzili się na postępowanie w nowym trybie - mówi Tomasz Nowak, naczelnik wydziału geodezji w magistracie.

Ale i tu wkrótce pojawiły się przeszkody. Żeby rozpocząć postępowanie w innym trybie, należało spełnić kilka warunków.

- Po pierwsze, to poprzednie należało uchylić. Po drugie, sąsiedzi musieli dostarczyć notarialne zapewnienia, że po wydzieleniu drogi na pewno zamienią się gruntami. Po trzecie, pan Krzyszczuk powinien postarać się w starostwie o włączenie części rowu do jego własności - wyjaśnia Tomasz Nowak.

I gdy już się wydawało, że udało się dojść do porozumienia, ostatecznie i na tę decyzję wpłynęło odwołanie. - Z jakiej racji to ja mam załatwiać przyłączenie rowu? To rola urzędu - mówi Krzyszczuk. Takiej interpretacji prawa zaprzecza jednak naczelnik. Na razie strony czekają na kolejną decyzję SKO.

- Tak naprawdę niezrozumiały jest fakt, że błądzimy w gąszczu decyzji i dokumentów, a nie jest załatwiona najważniejsza sprawa, czyli brak drogi koniecznej. Jest dobra wola trzech stron, została kwestia tego, żeby się ktoś sumiennie zajął tą sprawą - mówi Jolanta Piechowicz, radna reprezentująca mieszkańców tego okręgu, zajmująca się sprawą drogi od początku swojej kadencji.

Naczelnik wydziału geodezji przekonuje, że to nie rolą miasta i jego urzędników jest wyznaczanie drogi. Mieszkaniec sam powinien się o nią postarać. Jest za to prosty sposób. - Pan Ostojski powinien założyć w sądzie sprawę o tzw. ustanowienie służebności drogi koniecznej. W takiej sytuacji sąd musi wyznaczyć najkrótsza trasę do drogi publicznej, w tym przypadku do Sanickiej - tłumaczy .

Dodaje, że trzeba pokryć koszty postępowania, ale mieszkaniec w trudnej sytuacji materialnej może się starać o ich umorzenie.

Właściciel posesji bez dostępu do drogi nie ma siły na dalszą walkę na dokumenty. - Rok temu w tym miejscu stali urzędnicy i obiecywali, że powstanie droga - wspomina rozgoryczony Ostojski, pokazując na pole przy swoim domu. - I na tym się skończyło. W urzędzie mówią: załatwcie sprawę rowu, a my drogę szybko zbudujemy. Ale dlaczego to my mamy załatwić, skoro nie należy do nikogo?

Jak dodaje, jeśli wkrótce nie zapadnie decyzja o stworzeniu drogi, pójdzie do sądu.

Ale wtedy o zamianach pewnie nie będzie już mowy...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na radomsko.naszemiasto.pl Nasze Miasto