Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kamil Suszczyk i Robert Ciszewski. Zaczynali m. in. w MDK Radomsku, dziś są profesjonalnymi aktorami

Redakcja
Robert Ciszewski w serialu "M jak miłość"
Robert Ciszewski w serialu "M jak miłość" fot. Agencja W. Impact
Młodzi, zdolni, ambitni, świeżo upieczeni profesjonalni aktorzy. Kamil Suszczyk i Robert Ciszewski swoje pierwsze kroki na scenie stawiali m. in. w MDK w Radomsku. Co teraz robią?

Młodzi, zdolni, ambitni, świeżo upieczeni profesjonalni aktorzy. Swoje pierwsze kroki na scenie stawiali w powiecie radomszczańskim, w szkolnych i amatorskich grupach teatralnych oraz w Miejskim Domu Kultury w Radomsku. Z dawnej „zabawy w teatr” uczynili swój zawód. Roberta Ciszewskiego i Kamila Suszczyka radomszczańska publiczność zdążyła poznać kilka lat temu i pewnie jeszcze nieraz o nich usłyszy. Dziś pochodzący z naszego powiatu aktorzy, grają na profesjonalnych scenach, w filmach i serialach.

Robert Ciszewski. Od koła zainteresowań do Akademii Sztuk Teatralnych

Mały Robert Ciszewski z Jankowic aktorstwem zainteresował się, kiedy jego starszy brat zaczął uczęszczać na zajęcia kółka teatralnego w gimnazjum w Radziechowicach Drugich. Kiedy sam poszedł do gimnazjum, od razu skierował swoje kroki do grupy „Gimnazjalista Artysta”, prowadzonej przez polonistów: Agnieszkę Karasek, Przemysława Prajsa i Jolantę Siemińską. Jak przyznaje, miał szczęście, że trafił na nauczycieli, dzięki którym w młodych wrażliwych ludziach rodziła się pasja. Potem była „Królowa śniegu” w reż. Haliny Pitry-Ptaszek w MDK w Radomsku i Rekwizytornia Teatr, grupa prowadzona zresztą cały czas przez Anitę Pawlak-Zygmę. Przyszły konkursy recytatorskie, przedstawienia...

- Pani Anita nie tylko realizowała z nami spektakle, ale była też organizatorką wyjazdów w ramach programu „Profilaktyka a Teatr” (później „Profilaktyka a Ty”), dzięki którym braliśmy udział w ogromnej ilości teatralnych warsztatów – wspomina aktor.

Robert Ciszewski z sentymentem wraca myślami do lat - jak to określa - „zabawy w teatr” i wspomina pierwsze sukcesy, które wówczas naprawdę wiele dla niego znaczyły, a i teraz podkreśla ich wagę. Wśród najważniejszych wymienia: finał Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego oraz teatralne projekty realizowane wspólnie ze znajomymi pasjonatami teatru.

- Razem z Kamilem Suszczykiem i reżyserem Michałem Rzepką zrealizowaliśmy dwa spektakle do tekstów Różewicza, które prezentowane były w ramach Różewicz Open Festiwal. Były to „Przyj dziewczę, przyj!” i „Wyszedł z domu” - wspomina. - W liceum razem z Marcinem Firkiem zrobiliśmy z kolei komedię Woody'ego Allena „Gdy śmierć zastuka". W sumie pracowaliśmy nad sztuką, a potem ją wystawialiśmy, przez rok. Wtedy to było dla nas coś wielkiego. Nawet wygraliśmy z nią lokalny Przegląd Małych Form Teatralnych. Wcześniej był jeszcze projekt realizowany z Eweliną Krawczyk, wspólnie przygotowaliśmy dramat Gombrowicza „Iwona, księżniczka Burgunda”.

Młody aktor przyznaje, że choć teatr był dla niego ważny, nie wiązał z nim przyszłości. Chciał studiować medycynę (również podpatrując brata), dostał się na ratownictwo medyczne. Szybko zrozumiał, że to nie jest jego miejsce. By przygotować się do egzaminów na aktorstwo, poszedł do Lart studiO w Krakowie, a kilka miesięcy później dostał się na Akademię Teatralną w Warszawie i Akademię Sztuk Teatralnych im. S. Wyspiańskiego w Krakowie. Wybrał Kraków.

- Studia aktorskie są specyficzne, bo oceniani jesteśmy przez pryzmat gustów czy umiejętności komisji egzaminacyjnej. Aktor w ogóle cały czas wystawiany jest na ocenę - widzów, recenzentów, reżyserów, pracodawców... Ale w tym całym trudzie, kroplach potu, łez bywają chwile kiedy coś nie udaje i to daje dużo satysfakcji – mówi.

Robert Ciszewski na profesjonalnej scenie i małym ekranie

Robert Ciszewski właśnie kończy studia, a od kilku miesięcy jest etatowym aktorem Teatru Wybrzeże. - Na rozmowę z dyrektorem udało się dostać właściwie przez polecenie. Mnie i mojego znajomego z roku polecił nasz wspólny znajomy, przeszliśmy rekrutację i oboje się dostaliśmy – opowiada. - Zaczęliśmy pracę w tym sezonie, a więc w październiku ubiegłego roku. Obecnie gramy „Śmierć Iwana Ilicza”, premiera odbyła się w lutym.

Ale pochodzący z powiatu radomszczańskiego aktor związany jest także z innymi teatrami, regularnie grywa głównie w Krakowie. Z Teatrem STU gra „Hamleta” i „Kabaret”, w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie gra w „Pannach z Wilka” i „Słowacki umiera”. Na trzecim toku studiów zagrał też jako statysta w Teatrze Juliusza Słowackiego.

Jak przyznaje, nie chce ograniczać się do teatru, jest otwarty także na film.

- Funkcjonując tylko w teatrze, żyłbym z ogromnym niedosytem – mówi.

W filmie na razie – poza statystowaniem – zagrać mu się nie udało, ale zdarzyły się epizody w serialach, np. w „M jak miłość”. Ostatnio Roberta możemy oglądać na małym ekranie w serialu na „Na Wspólnej”. - To było kilka dni zdjęciowych i właściwie nie jestem do końca zadowolony ze swojej pracy. Mogłem to zrobić lepiej. Muszę przyznać, że ten epizod w serialu był dla mnie ważnym doświadczeniem. Marzę jednak o czymś więcej – mówi aktor.

Zapytany o wymarzoną rolę, odpowiada: - Nie ma takiej. Byłbym szczęśliwy, gdybym trafiał tylko na ciekawe projekty. Cieszę się, gdy rola jest interesująca i wewnętrznie satysfakcjonująca...
Plany na najbliższe tygodnie i miesiące – „zagrzać miejsce” w Teatrze Wybrzeże i dalej się tu rozwijać.

Kamil Suszczyk. "Jak nie aktorstwo to co?"

Kamil Suszczyk od początku wiązał swoją przyszłość z aktorstwem. Jak przyznaje, zawsze w głębi duszy czuł, że będzie wykonywał ten zawód, „bo jak nie aktorstwo to co?” Nie miał planu B.
- Czułem, że mam do tego predyspozycje, miałem już za sobą doświadczenia we wspomnianej radomszczańskiej Rekwizytorni czy Animagii z Żytna. To dało mi obycie i potwierdzenie, że może to być słuszna droga – wspomina.

Ale jednocześnie podkreśla, że cały czas myśli o tym, dlaczego dokonał właśnie takiego wyboru. Odpowiedzi, w zależności od etapu życia, nasuwają się różne. - Jedno wydaje się pewne: każdy aktor oczekuje pewnego rodzaju atencji od innych ludzi, chce być zauważonym i docenionym. Myślę, że kluczowe tu są życiowe doświadczenia – mówi aktor. - Często zadaje sobie pytanie, dlaczego człowiek o moim charakterze, czyli typ introwertyka, który nie uzewnętrznia uczuć i stara się kontrolować emocje na co dzień, nagle staje na scenie. Być może właśnie chodzi o to, że te Ukrywane emocje muszą znaleźć ujście, a scena jest idealnym miejscem do tego i nie trzeba się zastanawiać czy wypada.

Kamil Suszczyk, dziś absolwent Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, wciąż ma sentyment do MDK. - Zawsze wracam do miejsc, dzięki którym jestem teraz w tym miejscu, w którym chciałem być – mówi. Pojawia się zresztą od czasu do czasu na radomszczańskiej scenie w mniejszych formach teatralnych, niedawno prezentował tu swój monodram „Głodomór” oraz zrobił kilka czytań o Różewiczach. O Januszu Różewiczu pisał zresztą pracę magisterską, więc oczywistym jest, jak bardzo Radomsko zakorzeniło się w jego sercu.

Po liceum nastoletni Kamil postawił wszystko na jedną kartę, zdawał do Akademii Teatralnej w Warszawie. Jak się okazało, schody zaczęły się już na pierwszym etapie egzaminu - wylądował w dogrywce. Przyznaje, że to zmobilizowało go do walki, przebrnął przez kolejne komisje i znalazł się w gronie szczęśliwców.

- Opiekunem mojego roku był prof. Wojciech Malajkat. Myślę, że jemu zawdzięczam to, że dostałem się do szkoły, że to on dostrzegł we mnie materiał na aktora. Trzeba trafić na odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie i miejscu. Na to składa się pojęcie szczęścia w tym zawodzie – mówi Kamil Suszczyk. - Dodam, że cały mój rok pracuje w zawodzie - to się nie zdarza często.

Jak przyznaje, studia aktorskie należą do bardzo absorbujących i wymagających zaangażowania, bo szybko okazuje się, że talent to nie wszystko. - W szkole zaczęła się praca nad warsztatem - głosem, dykcją, ciałem, a wszystko powinno się zespolić w pracy nad rolą. Pamiętam słowa mojego opiekuna, który często powtarzał, żebyśmy nie studiowali niczego osobno – mówi. – Wziąłem sobie te słowa do serca.

Będąc na ostatnim roku studiów dostał etat w Teatrze Śląskim w Katowicach. Jak mówi, to była dobra decyzja, to teatr ma wspaniałą różnorodność repertuarową. W sezonie odbywa się nawet po sześć premier, a ten sezon jest szczególnie wartościowy.
- Pojawiły się takie nazwiska jak: Bogajewska, Brzyk, Duda-Gracz, Augustynowicz. U Małgorzaty Bogajewskiej dostałem kapitalne zadanie aktorskie. W spektaklu „Koszt życia” wcielam się w postać Johna - chłopaka z porażeniem mózgowym. Przedstawienie cieszy się dużym powodzeniem, a rola którą przyszło mi zagrać, to wyzwanie, o którym się marzy – mówi świeżo upieczony aktor. - Teatr to prawdziwa szkoła zawodu i rzemiosła. Dostać pracę w teatrze na samym początku drogi, to wielkie wyróżnienie w dzisiejszych czasach, a zarazem najlepszy trening aktorski i sprawdzenie nabytych w szkole umiejętności. Daje to możliwość ciągłej twórczej pracy, ciągłych poszukiwań oraz kontaktu z widzem na teatralnych deskach.

Aktor współpracował też z warszawskim Teatrem Syrena, gdzie wystąpił w przedstawieniu „Princess Ivona” . W Teatrze Narodowym w Warszawie wystąpił w „Soplicowo – owocilpoS. Suplement” oraz „Elementarzu”, w sezonie 2017/2018 - w spektaklu „Trzy Siostry” oraz w przedstawieniach dyplomowych: „Otello” oraz „Iluzje” w Teatrze Collegium Nobillium w Warszawie.

Kamil Suszczyk w filmie i serialu. "Im więcej możliwości, tym lepiej"

Ale Kamil Suszczyk również nie ogranicza się do teatru. Bardzo wcześnie zagrał w pierwszym filmie. Była to produkcja ekipy młodych filmowców z Radomska, film „Obłęd” (2016) wyreżyserował Robert Olbrychowski. Potem był fabularny film krótkometrażowy „Milczenie polskich owiec” (2018) reżyserski debiut Macieja Stuhra. Były także epizody w serialach: "Na dobre i na złe", "Barwy szczęścia", "Za marzenia", „Chyłka zaginięcie” i „Chyłka. Kasacja”.

- Oczywiście serialowe i filmowe doświadczenia są równie wartościowe i potrzebne. Mówi się, że jeżeli aktor nie jest popularny, to jest niespełniony. I absolutnie nie jest to ujmą. Zadaniem aktora jest granie, a im więcej możliwości, tym lepiej – mówi Kamil Suszczyk. - Nie zawsze jest możliwość wyboru. Dzisiaj to często aktor zabiega o role, a nie odwrotnie. Na jedną rolę przypada kilkunastu lub kilkudziesięciu, a czasem kilkuset aktorów, którzy jej nie dostali.

Granie w serialu jest wręcz mile widziane przez dyrektorów teatrów, ponieważ „znana morda” zapełnia teatralną widownię. Nigdy nie gardzę propozycją serialową, to część mojego zawodu.

Kamil Suszczyk obecnie pracuje nad „Potopem” Henryka Sienkiewicza w reżyserii Kuby Roszkowskiego. Wciela się tam w postać Jana Skrzetuskiego i Bogusława Radziwiłła. Aktor zdradza, że będzie to innowacyjne podejście do klasyki polskiej literatury. - Postaci zakorzenione w naszej zbiorowej świadomości zyskają nowe życie – zapowiada. - Premiera jeszcze w tym sezonie.

Podobnie jak Robert Ciszewski, Kamil Suszczyk nie ma roli, która by sobie szczególnie wymarzył, każdą traktuje równie poważnie, jakby była ostatnią, którą zagra. - Często okazuje się, że rola która akurat się przydarzyła przechodzi nasze oczekiwania i staje się tą wymarzoną... - mówi.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na radomsko.naszemiasto.pl Nasze Miasto