Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kapitularz 2016. Krzysztof Piskorski: Fantastyce potrzeba świeżości [WYWIAD]

Maciej Sztąberek
Krzysztof Piskorski był gościem łódzkiego konwentu Kapitularz 2016.
Krzysztof Piskorski był gościem łódzkiego konwentu Kapitularz 2016. Maciej Sztąberek
Krzysztof Piskorski - pisarz fantasy, publicysta i twórca gier fabularnych. Jego najnowsza powieść „Czterdzieści i cztery” ukazała się na koniec września 2016 roku. Z Krzysztofem Piskorskim rozmawiał Maciej Sztąberek.

Maciej Sztąberek: Co sądzisz o Łódzkim Festiwalu Fantastyki „Kapitularz”?

Krzysztof Piskorski: Podoba mi się, bo jest blisko [śmiech]. Jestem z Wrocławia, a najbardziej lubię te konwenty, na które nie muszę daleko jeździć. Kapitularz to fajna impreza, która nie jest jednym z tych największych polskich konwentów, ale też trzeba wziąć pod uwagę, że w ciągu ostatnich kilku lat znaczenie „dużego konwentu” znacznie się przesunęło. Kiedyś wydarzenie na tysiąc, dwa lub trzy tysiące osób, to było coś niesamowitego. Teraz mamy takie imprezy jak Pyrkon, Falkon, gdzie bywa i po czterdzieści tysięcy osób. Wiele z nich poszło w stronę ogromnych imprez z halami wystawowymi w centrach konferencyjnych. Kapitularz zaś jest konwentem jak za starych dobrych czasów, umiarkowanym w wielkości, ale za to bardzo fajnym i przyjaznym dla uczestników. Nie ma w nim wielkiej skali, ale jest za to sympatyczna atmosfera i ciekawy wybór atrakcji, no i sporo gości. Myślę, że Kapitularz jest udaną imprezą.

Kapitularz 2016 w Łodzi: Dzień drugi [ZDJĘCIA]

A co myślisz o samej idei konwentów fantastyki?

To bardzo dobry pomysł! Gdyby był zły, to by mnie tu nie było [śmiech]. Konwenty są bardzo ważne dla fanów fantastyki. Z wielu przyczyn. To jest miejsce, gdzie fani mogą się spotkać z pisarzami w bardzo nieformalnej atmosferze, zupełnie innej niż na typowych spotkaniach autorskich. To także miejsce, gdzie autorzy mogą wziąć udział w ciekawych panelach i samemu wygłosić interesujące prelekcje. Dla jeszcze innych konwenty stwarzają możliwość, żeby przyjechać na turniej swojej ulubionej planszówki, czy gry bitewnej. To są też miejsca, gdzie po prostu spotykają się ludzie, którzy lubią ten sam serial, film, książkę, czy grę. Bo większość takich grup interesujących się jakimś zagadnieniem w obrębie fantastyki, siedzi w Internecie na forach tematycznych, czy facebookowych fanpage’ach. Dla tych ludzi, którzy często są z całej Polski, okazja żeby się spotkać na żywo nie przychodzi za często, a konwenty tworzą idealny do tego pretekst. Wtedy ty i pozostali fani niezależnie czy to będzie „Doktor Who”, „Gra o Tron” czy jakaś gra planszowa, którą zna tylko dwadzieścia osób w kraju, możecie się wreszcie zobaczyć osobiście i nikt na Was dziwnie nie patrzy. Właściwie od samego początku fani fantastyki lubili się gromadzić.

Jaki wpływ Twoim zdaniem mają konwenty fantastyki na samo miasto?

Większość konwentów nie jest na tyle duża, żeby bardzo poważnie wpłynąć na miasto. Ale wydaje mi się, że naprawdę dobrze jest jeśli miasto ma przynajmniej jeden organizowany regularnie konwent. Jest to ważny element pejzażu kulturowego. A w dodatku im więcej osób przyciągnie taki konwent tym bardziej miasto może to wykorzystać promocyjnie. Większość dużych polskich miast posiada konwenty fantastyki. Natomiast niektóre niestety ich nie organizują, a wielka szkoda, bo na przykład do tych miejsc, które ich nie mają nigdy nie przyjeżdżam [śmiech], bo nie znajduję okazji. Podczas gdy do Łodzi, Poznania, Krakowa, Lublina, czyli takich miejsc dość gorących konwentowo jeżdżę kilka razy w roku. A razem ze mną przyjeżdża kilkaset, kilka tysięcy innych ludzi związanych z fantastyką. Tak więc na pewno ma to jakieś przełożenie na funkcjonowanie miasta.

Jak oceniasz kondycję fantastyki w Polsce?

Ooo, pytanie pułapka [śmiech]. Ciężko powiedzieć, bo fantastyka się cały czas zmienia. Dziesięć lat temu przez fantastykę rozumiało się głównie literaturę fantastyczną. Teraz największe bloki na przykład na Pyrkonie czy Falkonie, to są już jednak z reguły bloki gier komputerowych. Myślę, że fantastyka ma się dobrze. Mamy jeśli chodzi o literaturę niezłych autorów. Mamy świetnych twórców gier. I nie mam na myśli tylko gier komputerowych, co się kojarzy większości ludzi. Ale nasi twórcy gier: planszowych, RPG czy bitewnych także zdobywają wiele nagród na świecie. Jedyną dziedziną, w której można by sobie zażyczyć lepszej sytuacji jest chyba fantastyka filmowa [śmiech]. Tego za dużo u nas nie ma i za dobrze się z tym nie dzieje… Zapomniałem o twórcach komiksów. Mamy także świetnych komiksiarzy!

Czy uważasz, że Łódź byłaby dobrym miastem, aby umieścić akcję jednej z Twoich książek?

Możliwe. Tak, ja nawet napisałem jedną książkę w realiach takiej późnej rewolucji przemysłowej – „Krawędź czasu”. Nie jest tam określone miejsce akcji, ale jednym z ważniejszych wzorców była i książka „Ziemia obiecana” i film. Tak więc te łódzkie klimaty na pewno już się jakoś w mojej twórczości pojawiły.

Kapitularz 2016 w Łodzi: Dzień trzeci [ZDJĘCIA]

Skąd pomysł na to, aby łączyć historię z fantastyką?

Są dwa powody. Po pierwsze, bo to lubię. Lubię czytać źródła historyczne, wygrzebywać ciekawe postacie, zdarzenia i próbować je jakoś przekształcać na interesującą literaturę. A po drugie, aby troszeczkę oderwać się od dyktatu popkultury. Nie mam nic przeciwko popkulturze, a nawet bardzo ją lubię, jak większość twórców fantastyki. Ale ciągłe pisanie fantastyki tylko na podstawie innej fantastyki moim zdaniem ma krótkie nogi. Trzeba wprowadzić coś świeżego, coś co ludzi zaskoczy, coś czego nie znają. Jest ogromna ilość takich wątków w historii. Niektórzy pisarze bardziej czerpią z historii. Dobrym przykładem jest George R.R. Martin, który przecież tak bardzo inspirował się „Królami przeklętymi” i Wojną Dwóch Róż. Inni zaś pisarze bardzo dużo czerpią z antropologii i z życia jakichś mniej znanych kultur. Tu chociażby przychodzi mi do głowy „Ruda sfora” Mai Lidii Kossakowskiej czy taki nowy debiutant Powergraphu – Wojciech Zembaty, który stworzył fantasy w klimatach Ameryki Południowej. Nawet Andrzej Sapkowski, ten nasz „tytan fantasy” wprowadzał trochę świeżego powietrza, sięgając trochę poza fantastykę, gdy szukał swoich inspiracji. Fantastyka, żeby nie uwiędnąć potrzebuje stałego dopływu ciekawych pomysłów. A ja akurat te ciekawe pomysły znajduję w źródłach historycznych.

Pod koniec września ukaże się Twoja najnowsza powieść „Czterdzieści i cztery”. Czy mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy i w kilku słowach opowiedzieć, jaką historię przedstawia?

Oczywiście. To jest powieść, która bierze na tapetę okres wielkiej emigracji, wielkich powstań narodowych, naszych wielkich wieszczów i tworzy z nich bardzo pokręconą, awanturniczą fantastykę z gadającymi owadami z równoległych światów, z latającymi okrętami, dziwacznymi tajnymi stowarzyszeniami. To jest taka alternatywno-historyczna wersja Wiosny Ludów. W Europie się gotuje, ale nie jest to Europa znana nam z historii. To jest Europa bardzo mocno ufantastyczniona, więc i życie wszystkich ważnych postaci z polskiej historii potoczyło się inaczej. To co się dzieje na kontynencie także toczy się w zupełnie inny sposób. No a w tym wszystkim siedzi po uszy główna bohaterka Eliza Żmijewska. Jedna z ostatnich litewskich kapłanek słowiańskiego bóstwa, która porzuciła nauki swojej matki, babki i prababki by się wmieszać w świat rewolucji, tajnych stowarzyszeń, wielkiej emigracji, zdrad i spisków. Mam nadzieję, że to, co przyjdzie jej przeżyć, będzie dla czytelników ciekawe.

Na pewno. A czy masz już plany na kolejną książkę?

Chyba tak. To znaczy, zawsze mam troszeczkę więcej pomysłów i możliwości niż czasu na pisanie. Mam teraz dwie, albo trzy drogi, którymi mogę pójść po „Czterdzieści i cztery”. Możliwe, że napiszę coś umiejscowionego we współczesnym świecie, ale z dość mocnymi wątkami fantastycznymi. Ale jest też możliwe, że napiszę twarde science fiction, bo zawsze o tym marzyłem, a nigdy dotąd mi się to nie zdarzyło. Na pewno będzie to skok jeśli chodzi o klimat. Jestem jednym z tych autorów, którzy nie siedzą za długo w jednym miejscu. Nie lubię siedzieć w jednym świecie i pisać dziewiąty czy dziesiąty tom. Raczej skaczę między pomysłami i lubię zmieniać klimat, aby też samemu utrzymać zainteresowanie pisaniem. Po to, żeby wskoczyć w zupełnie inne inspiracje, w zupełnie inne źródła i spróbować czegoś nowego.

Dziękuję za rozmowę.

Krzysztof Piskorski - urodzony 5 lipca 1982 roku, mieszkający we Wrocławiu, pisarz fantasy, publicysta i twórca gier fabularnych. Studiował archeologię i informatykę. Trzy z jego powieści zostały nominowane do nagrody imienia Janusza A. Zajdla. Otrzymał także dwa Złote Wyróżnienia nagrody imienia Jerzego Żuławskiego. W 2014 roku otrzymał nagrodę Zajdla za powieść „Cienioryt”. Jest także laureatem nagrody dla najbardziej obiecującego młodego twórcy przyznanej przez Europejskie Stowarzyszenie Science Fiction - Encouragement Award, którą otrzymał w 2009 roku.

Kapitularz 2016 w Łodzi: Dzień pierwszy [RELACJA]

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto