Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Operacja Tannenberg, czyli jak Niemcy mordowali polskie elity

Marcin Krzysztofik
FOT.ZMARZLIK /CC
Malowniczy wąwóz oddzielający dwie lubelskie dzielnice LSM i Czuby ponad 80 lat temu był miejscem śmierci, a następnie pochówku ofiar pięciu egzekucji przeprowadzonych między 29 czerwca a 15 sierpnia 1940 r. Niemcy zamordowali wówczas w ramach akcji AB co najmniej 450 naszych rodaków: członków organizacji podziemnych, prawników, urzędników, lekarzy, studentów, działaczy społecznych, policjantów i księży.

Początków operacji AB (Ausserordentliche Befriedungsaktion – Specjalna Akcja Pacyfikacyjna) należy szukać jeszcze przed 1 września 1939 r., kiedy rozpoczęto tworzenie tzw. Einsatzgruppen (Grup Operacyjnych), podległych Głównemu Urzędowi Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA). W lipcu 1939 r. na podstawie porozumienia z dowództwem Wehrmachtu utworzono 5 takich jednostek, przydzielonych później do każdej z niemieckich armii przygotowujących się do agresji na Polskę. We wrześniu 1939 r. sformowano dwie kolejne grupy. Do ich zadań należało zatrzymywanie osób, na podstawie powstałej w lipcu 1939 r. „Specjalnej Księgi Gończej polskiej” („Sonderfahndungsbuch Polen”), w której byli m.in. powstańcy śląscy i wielkopolscy. Hitler postanowił, że dowódcy Einsatzgruppen mają prawo podejmować decyzje o rozstrzeliwaniu zatrzymanych, nawet bez decyzji policyjnych sądów doraźnych. I tak w okresie wrzesień- październik 1939 r. grupy te w ponad 600 egzekucjach zamordowały co najmniej 15 tys. osób. Całej operacji nadano kryptonim „Tannenberg”, co określało zapewne krwawą zemstę za klęskę pod Grunwaldem w 1410 r.

„Niezbędna akcja pacyfikacyjna”

W trakcie jednej z odpraw Reinhard Heydrich, szef RSHA, zarządził: „czołowe warstwy ludności polskiej należy unieszkodliwić w takim stopniu, na ile to jest możliwe”. Podczas narady 12 września 1939 r. w Jełowej na Śląsku Hitler nakazał „masowe niszczenie polskiej inteligencji”. W ramach akcji na Lubelszczyźnie, w listopadzie 1939 r. Niemcy aresztowali m.in. szesnastu profesorów KUL, 36 nauczycieli gimnazjów lubelskich, 44 nauczycieli szkół powszechnych, siedmiu sędziów sądów apelacji lubelskiej, 24 adwokatów oraz ponad 100 księży, w tym biskupów Mariana Fulmana i Władysława Gorala. 23 grudnia 1939 r. na cmentarzu żydowskim Niemcy zamordowali 12 więźniów, wśród których byli: Stanisław Bryła i Bolesław Sekutowicz – prezesi sądów, Czesław Martyniak – profesor KUL, ks. Michał Niechaj – profesor Wyższego Seminarium Duchownego i KUL, Tadeusz Moniewski, Antoni Krzyżanowski – dyrektorzy szkół, Józef Dańkowski – starosta lubelski, Tadeusz Illukiewicz – starosta lubartowski, Edward Lipski i Władysław Rutkowski – adwokaci. To było preludium do tego, co miało nastąpić pół roku później. Podczas posiedzenia rządu GG 30 maja 1940 r., kiedy zapadła ostateczna decyzja o realizacji akcji AB, Hans Frank mówił: „... naszym obowiązkiem, jako narodowych socjalistów jest dołożyć wszelkich starań, żeby naród polski nie wzrósł w siłę kosztem ofiar ponoszonych przez Niemców. Toteż w tym czasie omówiłem z kolegą Streckenbachem w obecności SS – Obergruppenführera Krügera ten nadzwyczajny program pacyfikacyjny, którego celem była przyspieszona likwidacja znajdującej się w naszym ręku większości buntowniczych polityków głoszących opór i innych osobników politycznie podejrzanych, jak również jednoczesne położenie kresu tradycyjnej polskiej przestępczości. Przyznaję otwarcie, że w rezultacie będzie musiało rozstać się z życiem kilka tysięcy Polaków, głównie ze sfer ideowych przywódców polskich...” Dalej Frank zapewniał, że wszystko odbędzie się „zgodnie z prawem”: „... sprawy związane z akcją AB będą rozpatrywane w uproszczonym trybie przez policyjne sądy doraźne, gdyż w żadnym razie nie powinny one sprawiać wrażenia aktów samowoli lub czegoś w tym rodzaju. Sądzę, że akcję w całości będzie można zakończyć do 15 czerwca; ... Utworzona przy moim urzędzie komisja ułaskawień nie ma z tą sprawą nic wspólnego. Akcja AB prowadzona jest wyłącznie przez wyższego dowódcę SS i policji Krügera i podległe mu organy. To niezbędna akcja pacyfikacyjna, wykraczająca poza ramy normalnych metod postępowania...”

Tratowali miejsce zbrodni

Niemcy zakładali, że w ramach Akcji AB zamordowanych zostanie co najmniej 3500 przedstawicieli polskiej inteligencji i członków ruchu oporu. W połowie czerwca 1940 r. na terenie dystryktu lubelskiego rozpoczęli masowe aresztowania – w Lublinie 24 czerwca 1940 r. ponad 800 osób, w Lubartowie 26 czerwca – około 500. Jak zanotował Zygmunt Klukowski w swoim „Dzienniku z lat okupacji Zamojszczyzny (1939 1944)” w obozie przejściowym przy Rotundzie w Zamościu osadzono 200 przedstawicieli inteligencji. Większość zatrzymanych przewieziono do więzienia na Zamku w Lublinie. Nieliczni zostali zwolnieni, część trafiła do obozów koncentracyjnych. W czerwcu i lipcu 1940 r. do obozu w Sachsehausen deportowano ponad 1000 więźniów z dystryktu lubelskiego. Wobec pozostałych aresztowanych sądy doraźne, stosownie do żądań Franka, orzekały tylko jedną karę – karę śmierci. Jako miejsce egzekucji wybrano wąwóz obok wsi Rury Jezuickie, odległy o 3,5 km od centrum Lublina. W pierwszej egzekucji 29 czerwca 1940 r. Niemcy zamordowali 45 osób. Z grypsu sporządzonego przez Felicję Lewinson, nauczycielkę z Gimnazjum Wacławy Arciszowej w Lublinie, znane są dane 34 z nich. Wśród nich byli m.in. Stefan Lelek-Sowa (sędzia Sądu Apelacyjnego w Lublinie, współorganizator lubelskiego ZWZ), jego córka Halina Lelkówna (studentka KUL, łączniczka Komendy Okręgu ZWZ), Józef Dederko (sędzia Sądu Okręgowego w Lublinie), Tadeusz Eysmont (lekarz, współzałożyciel Komendy Okręgu Związku Orła Białego), Celina Iwanowska (harcerka, szef łączności w Komendzie Okręgu ZWZ), Wincenty Samoń (strażnik z więzienia na Zamku w Lublinie, aresztowany za przekazywanie grypsów od więźniów), Zbigniew Klaudel (adwokat, redaktor z Zamościa), Bolesław Wnuk (rolnik z Wysokiego koło Zamościa, poseł na Sejm RP). Przebieg egzekucji jest znany dzięki relacjom świadków mieszkających nieopodal. Według zeznań Andrzeja Gieroby więźniów przywieziono nocą pojazdami, w tym dwoma dużymi, krytymi brezentem. W jednym zauważył ludzi ułożonych warstwami na krzyż. Na więźniach siedzieli Niemcy z bronią gotową do strzału. Egzekucja odbyła się ok. godz. 2.00 nad ranem, przy użyciu karabinów wyposażonych w tłumiki. Nazajutrz w miejscu zbrodni stał posterunek niemiecki, który niebawem został zdjęty. Gdy Niemcy dowiedzieli się, że po deszczu ziemia okrywająca mogiłę osunęła się, ujawniając części ciała pomordowanych, nasypali tam dużo ziemi, a następnie teren stratowali końmi. Z kolei Kazimierz Król, który egzekucję z 3 lipca obserwował ukryty w krzakach na zboczu, zauważył pojazd z umundurowanymi Niemcami, a potem dwa pojazdy ciężarowe z więźniami. Kiedy jeden z nich zaczął uciekać, Niemcy strzelali w jego kierunku. Świadek dodał, że po każdej egzekucji esesman na koniu tratował miejsce zbrodni i zabierał kwiaty pozostawione na mogile. Gdy w zaduszki 1943 r. na grobach umieszczono tabliczkę z białym orłem oraz napisem „Chwała bohaterom”, Niemcy prowadzili śledztwo wśród okolicznej ludności.

Opaski na oczodołach

W dniach 4-10 października 1945 r. na terenie wąwozu ekshumacje przeprowadziła Miejska Komisja Badania Zbrodni Niemieckich. Już na początku prac odkryto pierwszy grób, a następnie kolejne. Ze sporządzonego protokołu wynika: „... Rozkopanych zostało pięć grobów, stanowiących równoległe do siebie rowy długości 17 m, szerokości 1,80 m, głębokości 1,60-1,80 m. Przestrzeń pomiędzy rowami wynosi 1 m… Na dnie tych grobów leżą zwłoki ludzkie w pozycji przeważnie prostopadłej do długiej osi rowu, zwrócone głowami w kierunku przeciwnym położeniu opisanego wyżej wzgórza. Jednakże oprócz takiej pozycji wiele zwłok znajduje się także w innych pozycjach, a więc równolegle do głównej osi rowu lub też skośnie do niej. Miejscami jedne zwłoki częściowo przykrywają sobą sąsiednie, a w kilku miejscach znajduje się po 2, a nawet po 3 warstwy zwłok nagromadzonych jedna na drugiej. Spotyka się zwłoki z rozrzuconymi kończynami dolnymi i górnymi, zwłoki w pozycji skręconej ze zgiętymi kończynami dolnymi. Wreszcie część zwłok leży twarzą zwróconą ku górze, – twarzą do dna rowu, inne znów w pozycji bocznej”. Z oględzin wynikało, że ofiarami były tylko osoby dorosłe, głównie mężczyźni. „Rozpoznano wyraźnie zwłoki w granatowym mundurze polskiego policjanta, jego czapkę oraz zwłoki w mundurze strażnika więziennego. Dwoje zwłok w sutannach z kołnierzykami tzw. „koloratkami”, co pozwala przypuszczać, że byli to księża katoliccy. Kilka sukien i okryć nawet futrzanych na zwłokach kobiet. Reszta zwłok przeważnie w marynarkach, kamizelkach i spodniach. W szeregu wypadkach stwierdzono, że ofiary miały wiązane ręce do tyłu sznurkami. Szereg zaś ofiar było wzajemnie powiązanych za ręce lub nogi. Na licznych czaszkach widoczne są dokładnie opaski na oczodołach”. Przy ciałach odnajdywano przedmioty osobiste, m.in. grzebyki, lusterko, obrączkę z wygrawerowanym napisem „26/I-24 r”, książeczkę do nabożeństwa oraz dokumenty na „imię Józefa Dederko”. Rodziny rozpoznały i zabrały ciała Celiny Iwanowskiej, Haliny Lelkówny, Józefa Dederko, Stanisława Kowalskiego, Jana Gutka, Stanisława Rzeźniczaka. Zidentyfikowane zwłoki Józefa Kosiora, kierownika Szkoły Powszechnej nr 13 w Lublinie, zgodnie z wolą rodziny, pozostawiono we wspólnej mogile.

Winny bezkarny

Z ustaleń biegłych lekarzy obecnych przy ekshumacji można odtworzyć przebieg egzekucji. „Na zasadzie oględzin zwłok należy przyjąć, że są to wszystko zwłoki osób, które zginęły 4-5 lat temu na skutek rozstrzelania ich z broni palnej. Położenie zwłok w rowach wskazuje na to, że ofiary były ustawione nad brzegiem uprzednio wykopanego rowu, a następnie rozstrzelane. W tych warunkach ludzie wpadali do rowu siłą ciężaru ciała i zwłoki ich w zależności od przypadkowego kierunku padania znalazły też w najrozmaitszych pozycjach. Potwierdza to powszechnie znany fakt, że był to ogólnie przyjęty przez Niemców sposób masowych rozstrzeliwań… nie można wykluczyć, iż pewna liczba osób została przysypana ziemią jeszcze za życia. W trzech przypadkach stwierdzono rozpryśnięcie się podstawy czaszki i można przyjąć, iż był to rezultat strzału z bliska… W dwu przypadkach stwierdzono wgniecenie kości czaszki i zachodzi prawdopodobieństwo, że powstało na skutek uderzenia tępym narzędziem”. 11 października 1945 r. po zakończeniu prac komisji odbyła się uroczysta msza z udziałem ok. 1000 osób, a następnie przystąpiono do zasypywania grobów. Jednym z odpowiedzialnych za realizację Akcji AB w dystrykcie lubelskim był Walter Huppenkothen. Jako komendant SD i policji bezpieczeństwa w Lublinie przewodniczył policyjnemu sądowi doraźnemu, wydającemu wyroki śmierci na polskich więźniach politycznych. Od lipca 1941 r. był funkcjonariuszem Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, a następnie prokuratorem sądu SS i policji w Monachium, gdzie ścigał członków niemieckiego ruchu oporu. Po wojnie był sądzony tylko za tą ostatnią aktywność, nigdy za zbrodnie popełnione na terenie okupowanej Polski. Walter Huppenkothen zmarł 5 kwietnia 1978 r. Podziękowania dla Pana Prokuratora Dariusza Antoniaka Z IPN O. Lublin za udostępnienie prowadzonego przez niego śledztwa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Operacja Tannenberg, czyli jak Niemcy mordowali polskie elity - Nasza Historia

Wróć na radomsko.naszemiasto.pl Nasze Miasto