Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Pech to nie grzech”: komedia, która jak w tytule rymuje, tak widza „piłuje” [RECENZJA]

Dariusz Pawłowski
Tomek Paczkowski, Figaro Film
Wyroby w stylu „Pech to nie grzech” - które profesjonalny filmowiec jest w stanie „trzaskać” co piątek - to nie tylko w polskim kinie zjawisko szczególne. To przedsięwzięcie pod każdym niemal względem niedobre. Ale będzie się cieszyć sporą popularnością.

Sam Ryszard Zatorski, rodzimy specjalista od sztampowo postrzeganych, przebojowych komedii romantycznych („Porady na zdrady”, „Dzień dobry, kocham cię!”, „Dlaczego nie!”, „Tylko mnie kochaj”, „Nigdy w życiu!”), zdaje się potwierdzać, iż nie widzi powodu, by wychodzić poza schemat. Z drugiej strony to trochę jak w piłce nożnej - po co zmieniać coś, co działa? Ciągle więc jest to opowieść o niej i o nim, darzących się uczuciem, których drogi się rozchodzą, by w finale dobiec do happy endu. Akcja rozgrywa się zwykle w Warszawie szklanych biur i apartamentowców, choć opowiadając o swoim najnowszym filmie Ryszard Zatorski przyznał, iż odczuwał pokusę przeniesienia tej historii do Łodzi, do której ma spory sentyment z okresu studiów w Szkole Filmowej. Ale jak to w dziejach Łodzi przeważnie bywa, stolica ponownie zgarnęła wszystko...

Jeżeli zatem będziemy mieć pecha i zostaniemy zaciągnięci na „Pech to nie grzech”, kolejny raz wejdziemy w świat młodych zdolnych, którzy w pracy ledwie się pochylą nad komputerem już mają gotowy ważny projekt, dzięki czemu dysponują mnóstwem czasu na miłosne perturbacje i przemieszczanie się pomiędzy kolejnymi warszawskimi lokacjami. Główna bohaterka, Natalia (w tej roli niedawna absolwentka łódzkiej Szkoły Filmowej Maria Dębska), odnosi sukcesy jako główny udziałowiec firmy współtworzonej z przyjacielem Piotrem (Mikołaj Roznerski). Jest singielką z kilkuletnią córką (Julia Kostow) - ojca dziewczynki zostawiła w Brazylii - i twierdzi, że w miłości ma pecha, więc unika romantycznych uniesień. Co innego Piotr, który poznawszy przy kuflu piwa bezpośrednią Weronikę (Barbara Kurdej-Szatan), szybko decyduje się na ślub. Przy okazji narzeczeni zakładają się o to, czy Natalii uda się w ciągu trzech miesięcy zakochać się i z kimś związać. Młoda kobieta postanawia udowodnić bezczelnej parze, że nie jest z nią tak beznadziejnie i rozkręca uczuciową intrygę - jej ofiarą staje się pracownik konkurencyjnej firmy, Adam (Krzysztof Czeczot). Rzecz jasna, za chwilę wszyscy coś udają, a my mamy się przekonać, że jedyne czego na dłuższą metę udawać się nie da to miłość lub jej brak.

I może nie realizm czy wiarygodność są głównymi wartościami, których od filmowej bajki oczekujemy, ale w produkcji Ryszarda Zatorskiego niemal nic się nie klei, nic się nie uzasadnia. Trudno uwierzyć w bohaterów snujących się po ekranie, ich relacje i reakcje szeleszczą fałszem nie do zniesienia. Co bolesne, kłopot rodzi się już na poziomie obsadowych wyborów. Maria Dębska dzielnie wypełnia dziwacznie i nieskładnie napisaną postać swoim niepospolitym talentem (ze świadomością, że między innymi takimi występami robi się w Polsce popularność, a co za tym idzie - zdobywa kolejne propozycje filmowe), ale aktorka obdarzona jest tym typem urody i wrodzonej klasy, iż kuriozalną staje się próba wmawiania nam, że jej bohaterka jest „antymagnesem na facetów” i nawet nie potrafi się umalować. Mikołaj Roznerski autentyczny jest jedynie w scenie konsumowania parówek, Barbara Kurdej-Szatan zaś przekonuje, że swych aktorskich ograniczeń zapewne jeszcze długo nie przeskoczy. Chemii między tą trójką na ekranie nie ma za grosz. Jedyny Krzysztof Czeczot przyszedł na plan z sercem, cóż z tego, skoro musi wypowiadać kwestie, po których zapewne chciałby - jak jego bohater - szybko posprzątać. Zobaczymy jeszcze między innymi Tomasza Karolaka w roli Tomasza Karolaka, Krystynę Tkacz nie z tego filmu oraz Jana Frycza w smacznym epizodzie.

Pozbawione uroku i emocji sekwencje sprowadzają na dno kilogramy w żenującym stylu lokowanych produktów. Czego tu nie ma: od soków i aplikacji dotyczących zamawiania potraw, przez wina, po karmę dla psów - uwaga, jedną z najdroższych na rynku podawaną pupilowi przez bezdomnego, żyjącego w przyczepie i ściganego przez komorników. To jest dopiero miłość do zwierząt!

Jednowymiarowe postaci, wydumane dylematy, historyjka cienka niczym pasek do sukienki, drętwe żarty leją się beztroskim strumieniem z napisanego na tarasie nie po raz pierwszy pokazywanego w komediach romantycznych piętrowego apartamentu - niestety dla scenarzystów wynajętego do tej pracy chyba tylko na moment. Ba, gdyby jeszcze realizatorzy pozwolili sobie na elementy autoironii, o które przy tylu powtórzeniach z poprzednich produkcji aż się prosi. Lekkości i wdzięku tu tyle, co w dźwigu na budowie. No naprawdę państwo twórcy tej komedii - macie grzech!

Pech to nie grzech Polska, reż. Ryszard Zatorski, wyst. Maria Dębska, Mikołaj Roznerski, Krzysztof Czeczot | OCENA: ★★☆☆☆☆

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: „Pech to nie grzech”: komedia, która jak w tytule rymuje, tak widza „piłuje” [RECENZJA] - Dziennik Łódzki

Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto