Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Półmetkowa debata w redakcji "Co Nowego" i Radomsko NaszeMiasto.pl Cz. 1

zanotował: Jacek Drożdż
O miejskich inwestycjach, stanie finansów, gospodarce i kulturze rozmawiali goście zaproszeni do redakcji Dziennika Łódzkiego, tygodnika "Co Nowego" i serwisu RadomskoNaszeMiasto.pl Naprzeciwko prezydent Anny Milczanowskiej zasiedli radni, którzy nie zawsze zgadzają się z jej decyzjami. Chwilami było gorąco

Wioletta Bąk: Dlaczego do tej pory nie ma jeszcze w mieście obwodnicy? Ktoś zawinił czy to może pech?

Ewa Drzazga: Od samego początku wiedzieliśmy, że firma Radko, co pani prezydent sama podkreślała, nie jest firmą wiarygodną. Może winą było przygotowanie specyfikacji do przetargu? Ostatnio w naszym kraju dzieje się tak, że przy przetargu decyduje cena, a cena przy sporych inwestycjach nie jest najważniejsza. Może w przetargu powinny się znaleźć takie zapisy, by to nie cena decydowała o jego wygraniu? Uważam, iż przetarg na obwodnicę był tak przygotowany, że firma Radko, która wiedziała już o swoich kłopotach finansowych, zaproponowała najniższą cenę, wiedząc, że wygra.

Anna Milczanowska: Dziwię się takiej wypowiedzi. Pani radna wypowiada się tak, jakby nie znała prawa o zamówieniach publicznych. My ściśle trzymamy się tej ustawy. A obecny przetarg, umowę do tego przetargu, specyfikację istotnych warunków zamówienia, uszczelniamy jeszcze bardziej niż tę, którą mieliśmy w roku 2011... Jednak w polskim prawie o wygraniu przetargu decyduje cena, chyba że znacie państwo inne przepisy.

E.D.: Uczestniczyłam w przetargu na wykonanie robót przy budowie szpitala. I była tam taka sytuacja, że firma, która dała najniższą cenę, została przez komisję przetargową wykluczona. Bo komisja stwierdziła, że była to cena dumpingowa... Po różnych odwołaniach przyznano, że mieliśmy rację, odrzucając tę ofertę.

A.M.: Można by się tak zachować, gdyby do przetargu przystąpiła tylko jedna firma...

E.D.: Ale Radko zaproponowała cenę najniższą.

A.M.: Tuż za nią była firma, która dawała 1 milion złotych więcej. Następna była firma, która zaproponowała 1,5 miliona złotych więcej. I tak szliśmy w górę... Firm, które zmieściły się w kwocie 50 milionów złotych było około 10. Trudno więc mówić, że firma dała cenę dumpingową, bo gdyby tak było, moglibyśmy oddać ją do sądu.

Łukasz Więcek: Mieszkańców nie do końca interesuje specyfikacja i raczej się na tym nie znają. Ja też. Od tego są urzędnicy, którzy powinni robić to dobrze. Pani prezydent, wygrywając pięć lata temu wybory, jest świadoma tego, że rozliczana jest za skuteczność działania, za to, co konkretnie się zmieni, a nie za to, co jest w specyfikacji, czy to jest wina urzędnika, rzeczywistości czy rynku. Jako mieszkańcy oczekujemy, że w mieście będą postępy. Problem z obwodnicą jest taki, że jej nie ma. Choć już w 2006 roku mieliśmy środki zabezpieczone w RPO na jej realizację.

A.M.: W 2007roku... I nie były zabezpieczone...

Ł.W.: Ale mieliśmy już wtedy pierwsze informacje o obwodnicy. Nie można zrzucać odpowiedzialności na pecha. W polityce nie ma pecha. Albo sobie ktoś radzi, albo nie. Jeśli ma pecha, nie powinien sprawować tak ważnych funkcji. Dodam jeszcze, że kraju też były kłopoty z autostradami, upadały firmy, o tym wiemy. Ale tam były tysiące kilometrów autostrad do wybudowania i tam minister, który nie zdążył wybudować ich przed EURO już nie jest ministrem, bo sobie nie poradził. Wziął na siebie odpowiedzialność. Nie uważam, żeby były błędy w samym przetargu, natomiast stało się tak, z różnych powodów, że obwodnicy nie ma. Pani prezydent, firmując cały urząd miasta i jego struktury, za to odpowiada. Jeszcze dodam, że przyszłym roku ruszy budowa autostrady A1 i to, że nie ma obwodnicy Radomska, mieszkańcy zauważą właśnie za rok. I będą mieć do nas pretensje. To będzie poważna porażka naszego miasta, ponieważ Radomsko się zakorkuje.

Jarosław Ferenc: Wróciłbym jeszcze do przetargu. Uczestniczyłem w konferencji, na której był obecny prezes urzędu zamówień publicznych pan Jacek Sadowy. Tam padło wprost podczas jego rozmowy z samorządowcami i przedsiębiorcami: najniższa cena nie jest jedynym kryterium. Można dobierać inne kryteria, na to ustawa zezwala. Oczywiście najprościej jest przyjąć najniższą cenę, bo wtedy jest najmniej pracy... Natomiast cieszy mnie, iż pani prezydent powiedziała, że w najnowszej specyfikacji będą uwzględnione wyższe obwarowania niż w poprzedniej, bo uważam, że ten poprzedni przetarg został źle rozpisany. Nie zwrócono uwagi na pewne elementy, które by spowodowały wyeliminowanie takich firm jak Radko. Bo to naprawdę jest możliwe, jeśli przygotuje się dobrą specyfikację istotnych warunków zamówienia, mówiąc o pewnych wymaganiach technicznych, sprzętowych i innych... Oczywiście, firma Radko zbyt ogólnie przygotowany przetarg mogła wygrać. Natomiast przykładem tego, że urząd miasta czasami stosuje zbyt wygórowane kryteria jest remont toalet w magistracie. Okazuje się, że kryteria były takie, że mniejsze firmy nie mogły do przetargu przystąpić, mimo że zakres robót nie jest tak skomplikowany jak przy obwodnicy. W tym przetargu można było ustalić takie parametry, których firma Radko by nie spełniła, a spełniłoby wiele różnych firm. I nie mielibyśmy problemu...

A.M.: Powtórzę, że jesteśmy w trakcie realizacji obwodnicy, mamy przedłużoną przez pana marszałka umowę do czerwca 2014 roku. I my tę obwodnicę wybudujemy... Teraz natomiast nie słyszę wsparcia i nad tym bardzo ubolewam, bo dochodzą do mnie cały czas utyskiwania... Nie będą dyskutowała z prawem, taką zasadę założyłam sobie już w 2006 roku. I trzymam się jej mocno. Bardzo pilnujemy tego, co jest zapisane w prawie. Dlatego ten przetarg, który zostanie ogłoszony również będzie mocno obwarowany prawnie...

E.D.: Ale nie można mówić, że pani prezydent nie ma wsparcia. Bo my wszyscy, mieszkańcy i radni, życzą sobie obwodnicy. Temat jest od lat wałkowany i obwodnica dookoła Radomska jest niezbędna. Jeżeli okaże się, że autostrada zostanie zrobiona i oddana do użytku, to mamy wielki problem w mieście. Dlatego wszyscy chcemy, by obwodnica była.

A.M.: Podkreślę tylko, że Radko była znana w Polsce. Wybudowała pierwsze w kraju trójpoziomowe skrzyżowanie, w Krakowie. I wykonała je w sposób bardzo dobry. Była to firma, która wygrała przetarg w Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad na budowę odcinka autostrady A4. Więc nie była to firma-krzak, wzięta z lamusa...

E.D.: Ale na czas szykowania specyfikacji i przygotowania przetargu już wszyscy wiedzieliśmy, że firma Radko ma ogromne problemy finansowe...

A.M.: Jeszcze wtedy nie miała problemów...

E.D.: Przecież pani prezydent sama na sesji przedstawiała, że wiedziała o tym, że firma Radko ma problemy, ale ustawa o zamówieniach publicznych jest taka, a nie inna... Mówiła to pani do wszystkich radnych.

A.M.: Mówiłam, że firma Radko ma problemy przy budowie skrzyżowania w Krakowie, bo problemy były też po stronie miasta.

E.D.: Zaraz po wygraniu przez Radko przetargu miałam rozmowę w NTL i wszyscy mówili, że wiedzą, iż ta firma ma problemy...

Andrzej Kucharski: Dotknę wcześniejszych kwestii. Nie było ani jednego radnego, wszyscy byli zgodni, by przeznaczyć nawet dwukrotnie większe środki na tę inwestycję. Pojawiły się tylko głosy z zewnątrz o zaskarżaniu miasta do sądu za to, że buduje obwodnicę. Nawet nie obwodnicę... Połowę... Ćwierć... Z chwilą, gdy autostrada stanie się płatną drogą, ruch przeniesie się przez środek miasta. Pamiętam, gdy ustalano specyfikację kosztów przejazdu autostradą z Częstochowy do Radomska, ustalono je na 8 zł w jedną stronę. To był rok 2009. A nasza obwodnica tego problemu nie załatwi. Pojawia się jeszcze kwestia ronda przy Targowej. W zamian za to, że wzięliśmy na siebie ciężar budowy obwodnicy, GDDKiA miała zbudować nam to rondo. I co?

J.F.: Minęło już sześć lat od czasu, gdy podpisałem umowę z generalną dyrekcją w tej sprawie...

W.B.: Jak tu siedzimy wszyscy, zgadzamy się, że obwodnica jest potrzebna. Czy pani prezydent może liczyć na radnych w tej sprawie?

J.F.: Pomagamy właśnie tym, że na sesjach występujemy, m.in. ja osobiście, by w specyfikacji istotnych warunków zamówienia ująć pewne elementy, których dotąd nie ujęto. Mówiąc, że są inne rozwiązania... Mam nadzieję, że ta specyfikacja, którą pani prezydent przygotowuje, a która miała być gotowa na koniec października, będzie na tyle dobra, że wybierzemy odpowiednią firmę i zakończymy tę inwestycję.

W.B.: Pan radny poruszył już sprawę ronda... Czy Radomsko jest dotknięte jakąś niechęcią do rond i z czego wynika to, że jest ich tak niewiele?

A.K.: Może dlatego, że ronda są na okrągło... Udało nam się zbudować jedno rondo, ale tak naprawdę ta inwestycja zniechęciła mieszkańców do korzystania z rond.

J.F.: Nie, nie... Chciałem powiedzieć, że wcześniej, za kadencji 2002-2006, zostały wybudowane dwa ronda, w strefie ekonomicznej. Zostały one wybudowane za pieniądze unijne, zaprojektowane i zatwierdzone przeze mnie...

A.K.: Ale rondo na Przedborskiej rzeczywiście trochę zniechęca do korzystania... Nie wiem dlaczego tak się stało, nie wiem, czym kierowano się przy takim projekcie. Później trzeba było go poprawiać, nie do końca było to możliwe... I dziś większość samochodów jeździ po pasie tak naprawdę nie przeznaczonym do ruchu kołowego.

A.M.: Rondo powstało. Pracowaliśmy w oparciu o projekt, który powstał za prezydentury pana Ferenca. Projekt był zły, na pięciu metrach rozchodziło nam się skrzyżowanie... Wszystko zostało naprawione, łuki na rondzie zmieniono. Miniobwodnicą na Tysiąclecia jeździ tysiące kierowców, ja również. Ronda są bezkolizyjne i powinny powstawać. Tylko często jest tak, że główne skrzyżowania w naszym mieście mieszczą się tam, gdzie zarządcą jest np. GDDKiA, starostwo... Taką sytuację mamy właśnie na Targowej.

E.D.: W Piotrkowie jest oddzielny zarząd dróg, który zajmuje się drogami miejskimi, wojewódzkimi, krajowymi.

J.F.: Bo w miastach powiatowych grodzkich, jak właśnie Piotrków, wszystkie drogi zarządzane są przez jedną instytucję.

E.D.: Tak powinno być w całym kraju. Bo dochodzi do takich paradoksów: chcemy budować ronda, bo są potrzebne, a mamy problem. Z jednej strony powiat, z drugiej „krajówka”. Z generalną dyrekcją bardzo ciężko się rozmawia. Tego nie rozumiem, bo działa praktycznie na szkodę naszego miasta. Może należało by jechać do Warszawy i rozmawiać z tamtejszymi władzami? Podziwiam Piotrków, gdzie wjeżdża się praktycznie z ronda na rodno, podoba mi się również rozwiązanie w Częstochowie na Rybku WIeluńskim, gdzie ustawiono rondo z prefabrykatów... Nie wiem, dlaczego u nas nie dąży się do czegoś takiego. Bo to jest najprostsze rozwiązanie.

A.M.: Z zapisów porozumienia, które podpisywał pan Ferenc z GDDKiA my wywiązaliśmy się. Przygotowaliśmy projekt ronda, wykupiliśmy grunty i zaangażowaliśmy sporo pieniędzy. Niestety generalna dyrekcja do tej pory nie wpisała ronda do planów finansowych...

J.F.: Ale proszę dodać, że generalna dyrekcja nie chce przeznaczyć pieniędzy na rondo dlatego, że zbyt długo trwało projektowanie. Minęło sześć lat od czasu, gdy podpisaliśmy porozumienie.

E.D.: Na pewno tak nie jest do końca. Generalna dyrekcja przy uzgadnianiu projektów robi tyle problemów i ma tyle uwag, że to na pewno nie jest wina obecnej władzy...

J.F.: Pani prezydent, w którym roku zleciła pani wykonanie tego ronda. Z tego, co sobie przypominam, dopiero w 2008. A porozumienie podpisano w 2006. Co robiono w 2007 roku?

A.M.: Podpisał pan porozumienie bez kontrasygnaty skarbnika. A w budżecie na 2007 roku nie umieściliście pieniędzy, by móc taki projekt sporządzić. Trzeba było najpierw dokonać tych formalności. W budżecie na 2008 rok musiały się znaleźć pieniądze na projekt, który był gotowy w 2009 roku. Rację ma pani Drzazga. Uzgodnień było mnóstwo. Człowiek, który wygrał przetarg na wykonanie projektu, kilkadziesiąt razy gościł w Łodzi w siedzibie GDDKiA. Gdy projekt już był gotowy, inżynierom-drogowcom coś się przypominało i trzeba było go na nowo uzgadniać. Uzgodnienia często trwają miesiącami. W końcu jednak nasza dokumentacja została przygotowana...

J. F.: Była pani radną w latach 2004-2006 i wie doskonale, że miasto realizowało wtedy tzw. obwodnicę Stobiecka Miejskiego i drogę aż do ulicy Krasickiego, ponad 3 kilometry. Tam też były uzgodnienia z generalną dyrekcją i tam dyrekcja też nie wyrażała zgody na różnego rodzaju rozwiązania. Natomiast urzędnicy, i ja też, w generalnej dyrekcji byliśmy co tydzień. I odpowiednie tempo negocjacji, tempo nacisku na generalną dyrekcję spowodowały, że ta inwestycja w ciągu dwóch lat została zaprojektowana i zrealizowana.

A.M.: Robiliśmy dokumentację na obwodnicę, również w szybkim tempie...

E.D.: Wynika z tego, że najszybsza inwestycja w mieście to budowa toalet w urzędzie...

J.F.: Nie zgadzam się. Najszybsza inwestycja to budowa chodnika z asfaltu na Leszka Czarnego...

A.M.: Takie pieniądze przeznaczyliście przecież państwo na tę inwestycję...

J.F.: Na komisji wyraziliśmy sprzeciw w tej sprawie. Wystąpiliśmy o wstrzymanie inwestycji na Leszka Czarnego.

Ł.W.: Wracając jednak do rond... Ronda to elementy drogowe usprawniające komunikację. Są potrzebne. Uważam jednak, że działania urzędu w sprawie usprawnienia komunikacji to seria porażek, poczynając od obwodnicy, „mostka” aż do ronda... Poza wybudowaniem lokalnych dróg nie było dużej inwestycji, poza tzw. obwodnicą na ulicy Tysiąclecia. To jest sukces. Natomiast wszystkie rozwiązania, które pozwoliłyby w przyszłości bez problemów jeździć po Radomsku nie wyszły. Z różnych powodów: pecha, braku lobbingu, złej generalnej dyrekcji... I ten brak rozwiązań już widać w mieście. Inne miasta pod tym względem nam uciekły. A my ciągle dyskutujemy...

A.M.: Chciałam przypomnieć, że przez cztery lata byliśmy w koalicji z PO. Mówił pan o lobbingu. Na ile nam pomógł poseł PO, jeśli chodzi o rondo na Targowej, o wiadukt kolejowy tzw. mostek? Zwracałam się do wszystkich posłów o pomoc, zabieganie o nasze sprawy. Często wyjeżdżam do Warszawy, pukam do różnych drzwi, rozmawiam z ludźmi... Nie mieliśmy pomocy.

Ł.W.: Przypomnę, że po straconych pieniądzach na obwodnicę, po nieudanym konkursie i naborze wniosków, dzięki wspólnym zabiegom m.in. pani prezydent i posła Zacharewicza udało się te pieniądze odzyskać. Więc nie można mówić, że wsparcia nie było.

A.M.: Pamiętam to i jestem mu wdzięczna.

Ł.W.:Było również wsparcie w sprawie ronda przy Targowej...

W.B.: Jaką szansę widzicie państwo, by to rondo jednak powstało?

Ł.W.: Wszystkim nam na tym zależy. Powinniśmy działać skutecznie, jak tylko jest to możliwe, w swoich partiach, u swoich posłów...

J.F.: W 2003 roku mieliśmy posła z lewicy, który nam nie pomagał, a wiele rzeczy udało się nam zrobić. Trzeba tylko chcieć... Zastanawiam się w tej chwili... Jeśli generalna dyrekcja uchyla się przed tego typu działaniami, a miasto poniosło jakieś koszty, to powinniśmy sprawę skierować do sądu.

E.D.: Ale tylko wtedy, gdy rzeczywiście już nic nie da się zrobić. To jest ostateczność. Ale władzę mają teraz PO, PSL... W generalnej dyrekcji są ludzie obsadzeni z klucza partyjnego, więc radni z tych ugrupowań powinni panią prezydent wspierać w działaniach na rzecz budowy ronda.

A.M.: Dajcie mi państwo jeszcze trochę czasu. W tę sprawę bardzo zaangażowała się pani poseł Radziszewska... Jutro wybieram się do Warszawy, by uczestniczyć w komisji Związku Miast Polskich, spotkam się też z zarządem PKP PLK i mam nadzieję, że również spotkam się w ministerstwie transportu z osobami, które decydują i w sprawie wiaduktu kolejowego, i w sprawie ronda.

A. K.: Wiemy jednak, że pani Radziszewska nie miała na tyle przebicia, by skierować trasę S8 w okolice Piotrkowa i Bełchatowa. I dlatego, że nie mamy możliwości szybkiego włączenia się na drogę do Wrocławia, zadośćuczynieniem powinna być budowa ronda przy Targowej.

W.B.: Czy remont „mostka” jest rzeczywiście niezbędny, biorąc pod uwagę fakt, że w zamian za możliwość poruszania się pod nim ma być zamknięty przejazd na ulicy Warszyca?

A.M.: Nie mówię, że jest to zapis ostateczny, ale w ostatnim przedstawionym projekcie porozumienia między magistratem a PKP PKL znalazła się taka propozycja. Cały czas trwają jednak negocjacje, zapisy się zmieniają... Ale ten brzmi, że po remoncie wiaduktu, zapewnieniu możliwości przejazdu pod nim, władze PKP PLK przystąpią do procedur zmierzających do zamknięcia przejazdu na Warszyca. To jednak dopiero „wszczęcie procedur”. Pamiętajmy, że w naszym kraju taka procedura może trwać dziesiątki lat. Pamiętajmy jeszcze o tym, że mamy kilka kategorii przejazdów. Ten obecny to kategoria A. Gdy te procedury zostaną wszczęte, warto walczyć o przejazd kategorii B.

J.F.: Obawiam się, że jeśli pani popisze porozumienie, w którym znajdzie się zapis, iż w zamian za „mostek” PLK będzie mogła wszcząć procedury związane z zamknięciem przejazdu na Warszyca, to jestem na sto procent przekonany, że tego przejazdu nie będzie. Już w 2004 roku, wtedy jeszcze PKP, chciało ten przejazd zlikwidować, kusząc miasto tym, że będzie rozbudowywać „mostek”. Nie wyraziliśmy na to zgody, prowadząc badanie natężenia ruchu w tym miejscu. Wynikało z nich, że zarówno przejazd, jak i „mostek” są potrzebne. Obawiam się też, że jeśli przejazd pod „mostkiem” będzie bardzo szeroki, będzie spełniał wszelkie parametry, to PKP PLK będzie chciało zamknąć również przejazd na ulicy Kościuszki.

A.M.: Prawda jest taka, że w 2004 roku nie w ogóle nie podjęliście rozmów z PKP...

E.D.: Nigdy nie powinniśmy dopuścić do tego, by „mostek” został zamknięty... Mieliśmy tylu posłów, była zawiązana odpowiednia koalicja... Tymczasem przyjechali i ułożyli nam pod mostkiem podkłady kolejowe... Patrząc na to, co dzieje się dzisiaj, mam wrażenie, że kolej nie jest zainteresowana remontem tego wiaduktu i najchętniej pozamykaliby wszystkie rogatki, przejazdy... My musimy walczyć o to, by był i „mostek”, i przejazdy.

A.M.: Nie krytykujmy ani PKP PLK, ani GDDKiA, bo machanie szabelką do niczego nie prowadzi. Myślę, że upór w rozmowach, negocjacjach, zgadzam się w tym z panem Ferencem, jednak prowadzą do tego, że idziemy do przodu. Mamy tak skonstruowany system instytucji, agencji, spółek, że samorząd musi częściej prosić niż machać szabelką... A ja nie chcę machać szabelką, bo wtedy nie uzyskamy nic.

E.D.: Może jednak machanie szabelką jest lepsze, bo my prosimy, prosimy i nic. Rozmowy nic nam nie dają.

A.M.: Przyzwyczaiłam się już do tego, że to ja jadę, rozmawiam, załatwiam...

E.D.: Prezydent ma od tego fachowców.

A.M.: Fachowcy również ze mną jeżdżą. Ale kiedy jedzie prezydent miasta, to oznacza, że temu miastu na inwestycji rzeczywiście zależy.

A.K.: Zadziwiające jest jeszcze jedno. Wiadukt kolejowy ma być wybudowany za nasze pieniądze. Nie dość, że będziemy się do tego dokładać, to w „nagrodę” będziemy mieć zamknięty przejazd. Mam nadzieję, że żaden przejazd jednak zamknięty nie będzie. Niestety, nasze miasto podzielone jest dwie części linią kolejową i zamknięcie któregokolwiek przejazdu zablokuje ruch.

W.B.: Pani prezydent, ile chodników za pani kadencji wyremontowano, ile ulic powstało?

A.M.: Na chodniki wydaliśmy ponad 500 tys. zł, uzgodniliśmy to z radnymi. Jest chodnik przy Prusa, Stodolnej, Sienkiewicza, razem ze starostwem wybudowaliśmy chodnik na Piłsudskiego, na Piastowskiej. Teraz powstał chodnik na Rolnej, Piramowicza, powstaje przy Targowej... Jeśli chodzi o drogi, powstała droga do Brodowych, Zielona, łącznik między ulicą Geodatów i Przedsiębiorców w strefie ekonomicznej, przebudowywana jest Raciborskiego-Kołłątaja, w ramach rewitalizacji przebudowywana jest Reymonta, obok dworca PKP. Łączna kwota na przebudowę tych dróg to ponad 7,7 mln zł.

J.F.: Dzięki inicjatywie radnych i dzięki temu, że zaobserwowaliśmy pewne rezerwy w budżecie, zasugerowaliśmy pani prezydent i panu skarbnikowi, by przeznaczyć je na inwestycje.

A.M.: Te pieniądze znajdują w bankach, na przyzwoitych lokatach i miasto na tym zarabia...

J.F.: Lepiej inwestować, by mieszkańcy na tym skorzystali niż trzymać pieniądze na lokacie. O tym wiedzieli już Ford i Rockefeller...

A.M.: Doskonale wszyscy wiedzą, że wydajemy pieniądze na inwestycje. A bezpieczeństwo finansowe miasto musi utrzymywać. Słyszałem wiele słów krytyki, że jestem zbyt zachowawcza, że nie chcemy brać kredytów na inwestycje. Chcemy i bierzemy. Za zgodą radnych taki kredyt będzie wzięty również w przyszłym roku. Musimy działać jednak racjonalnie, by nie przegrzać budżetu. Inwestycje tak, ale pamiętajmy, że musimy realizować również nasze działanie obligatoryjne, które bardzo dużo nas kosztują. Chodzi o edukację i pomoc społeczną.

E.D.: Jeśli chodzi o chodniki, to i tak jest to tylko kropla w morzu potrzeb. Jest masa chodników, które czekają na remonty. Zwracają się do mnie mieszkańcy starych dzielnic i twierdzą, że czują się jak radomszczanie drugiej kategorii, bo buduje i remontuje się chodniki w centrum miasta, a w ich dzielnicach nie dzieje się nic. Myślę, że do ich próśb przychylą się i radni, i pani prezydent. Mówię o takich ulicach jako Bugaj, część Jachowicza, Reymonta... Remont chodników nie świadczy o tym, że w naszym mieście jest super. To tak, jakbyśmy w starym domu pomalowali jedno pomieszczenie... To wcale nie znaczy, że wyremontowany został już cały dom.

Ł.W.: Patrząc z perspektywy ostatnich lata na pewno jest postęp, to widać. Ludzie narzekają i chcą mieć więcej, ale to jest oczywiste. Gdybyśmy mieli pieniądze postęp byłby jeszcze większy. Chciałbym zwrócić uwagę, że wyremontowaliśmy wiele dróg destruktem, są efekty. W skali ostatnich lat brakuje ambitnych projektów rewitalizacji centrum miasta. Prowadzi się prace przy dworcu PKP, ale są inne części miasta również wymagające zmian: plac 3 Maja, ulica Reymonta, Żeromskiego... I trochę nam centrum miasta z jakością uciekło... Mówiłem o tym już kilka lat temu: nie brakuje nam pieniędzy. Nie mamy jednego systemu zarządzania centrum miasta pod kątem budowy np. chodników...

A.M.: Szkoda, że nie uczestniczył pan w piątkowym spotkaniu, na którym mówiliśmy o planie zagospodarowania centrum miasta. Pokazaliśmy wtedy, jaką mamy wizję układu komunikacyjnego w Radomsku, by dzięki temu odciążyć ścisłe centrum, a kiedyś w przyszłości zlikwidować ruch samochodów na część placu 3 Maja. Wszystko jest zbudowane, przygotowane i taka koncepcja już jest. Teraz chcemy wyjść z konsultacjami do mieszkańców Radomska.

Ł.W.: Dobrze, że tak się dzieje, ale z drugiej strony, budujemy w centrum, na Leszka Czarnego, chodnik z asfaltu. To przeczy temu, co pani prezydent mówi, cofamy się... Brak jakiejś estetyki, ładu w mieście.

J.F.: Zmieniano w mieście oświetlenie, stawiano nowe latarnie. Brakuje mi takiego elementu w centrum miasta, jakaś mała architektura...

E.D.: Cieszę się, że tereny przydworcowe są rewitalizowane. Twierdzę jednak, że to nie taka kolejność. Najpierw rewitalizowane powinno być centrum miasta, a w drugiej kolejności tereny przy dworcu. Patrząc na tę inwestycję śmiem twierdzić, że praktycznie otwieramy drogę do przyszłej galerii w Metalurgii, choć nie wiem, czy tam powstanie... Te pieniądze powinny być przeznaczone na zmiany w centrum, odnowienie kamieniczek.

A.M.: Pewne rzeczy wymagają, by sporządzić na nie koncepcje, a w ślad za nimi dokumentację. Jedyną rzecz, jaką zastałam zostając prezydentem miasta, to projekt przebudowy Tysiąclecia, nie było koncepcji i dokumentacji na rewitalizację... Teraz przygotowujemy się na następne rozdanie unijnych pieniędzy. Nie będzie już pieniędzy z obecnego Regionalnego Programu Operacyjnego. Spieszyliśmy się, by złożyć wniosek na rewitalizację terenów przy dworcu, bo on sam został wyremontowany.

A.K.: Dla mnie inna rzecz jest paradoksalna. Dlaczego na dworcu nie możemy mieć przejścia podziemnego? Mieszkańcy 50-tysięcznego miasta, nie mówiąc o powiecie, przechodzą na peron przez tory, a często nie mają takiej możliwości, bo stojący na torach pociąg im to uniemożliwia...

A.M.: Wszystko to prawda. Tylko mieliśmy tego pecha, że byliśmy kiedyś w zaborze rosyjskim. Wszystkie miasta pod zaborem pruskim, nawet małe miasteczka, miały przejścia podziemne...

Ł.W.: Rozumiem, że można mówić, że to wina prezydenta Ferenca, że generalnej dyrekcji, PKP... ale pani prezydent, zrzucać winę na Rosjan?

W.B.: Zmieńmy temat. Państwa zdaniem, w jakiej kondycji finansowej jest miasto?

Ł.W.: W ubiegłym roku prowadziliśmy dyskusję z panią prezydent o bardzo ważnym problemie, którym był deficyt operacyjny, czyli nadwyżka wydatków bieżących nad kosztami bieżącymi. Ona wynosiła około 5 mln zł. I muszę przyznać, że pewne działania prezydenta i skarbnika doprowadziły do tego, że ten bilans już wygląda lepiej. Wiemy o tym, że miasto nie ma zbyt dużego zadłużenia, natomiast nie zawsze jest to dobra wiadomość. Patrząc na inne miasta, nawet te najbliżej nas, można stwierdzić, że finansowe wskaźniki mają gorsze, ale widać, że się rozwijają. Te dodatkowe kredyty przeznaczały np. na inwestycje. I te inwestycje będą się zwracać w przyszłości w postaci poprawy życia mieszkańców... Nie mam jednoznacznego zdania w tej sprawie. Wydaje mi się, że można było agresywniej prowadzić działania inwestycyjne w mieście. I dziś bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji.

E.D.: Mamy świetnego skarbnika, który znakomicie potrafi chować pieniądze i oszczędzać. Ale tak naprawdę dobry przedsiębiorca, który myśli o swojej firmie, bierze preferencyjne kredyty, żeby dobrze je spożytkować. Mamy dobrą kondycję finansową, bo dobrze oszczędzamy. Czy to jednak jest dobre dla mieszkańców? Chyba nie.

A.K.: Miasto nie wykorzystuje chyba wszystkich możliwości i wszystkich instrumentów do sięgania po środki unijne. Oczywiście, jest to związane z zadłużaniem miasta. Ale jednocześnie napływ z zewnątrz pieniędzy, które służyłyby temu miastu, byłby dla nas opłacalny. Pewnie, że trzeba zwiększyć wydatki własne, ale jednocześnie pozyskuje się drugie tyle, a czasem więcej, z zewnątrz. I ten sposób myślenia bardziej mi odpowiada. Musimy zrobić skok cywilizacyjny i dogonić te miasta, które swego czasu były za nami.

J.F.: Żal straconych szans. Kondycja miasta mogłaby być znakomita. Mamy małe zadłużenie, ale co z tego, skoro mamy złą strukturę budżetu. Wydatki bieżące są zbyt wysokie w stosunku do bieżących dochodów i nie możemy wziąć kredytów. Przy zadłużeniu poniżej 20 procent, nawet jeśli teraz zdecydowalibyśmy się na szybkie inwestycje różnego rodzaju, to struktura budżetu, którą teraz mamy, to znaczy mała nadwyżka operacyjna lub jej deficyt, nie pozwala nam na to. Mówiłem o tym już na pierwszej sesji, gdy zostałem radnym. Przez tę strukturę nie możemy inwestować. Dojdzie do zahamowania rozwoju miasta, bo w najbliższych latach, chociaż nie jesteśmy zadłużeni, kredytów nie będziemy mogli wziąć.

A.M.: Sytuacja ekonomiczna naszego miasta nie jest zła, szczególnie na tle innych samorządów. Pamiętajmy, że wiele z nich jest na skraju bankructwa. My musimy prowadzić bardzo ostrożną politykę finansową. Zadłużaliśmy się, ale w sposób racjonalny, realizowaliśmy inwestycje, które były niezbędne... Zbyt duże zadłużenie mogłoby zablokować nam finansowanie naszych obligatoryjnych zadań, takich jak oświata czy pomoc społeczna. Wtedy mielibyśmy problem. Jeśli chodzi i projekt budżetu na rok 2013, planujemy dochody w wysokości ponad 152 mln zł, w tym dochody bieżące w wysokości 122,5 mln zł i dochody majątkowe w wysokości 29,5 mln zł. Wydatki to kwota 163,7 mln zł, w tym bieżące – 119,9 mln zł, majątkowe 43,8 mln zł. Nadwyżka wyniesie ponad 2 mln zł.

J.F.: A mogło być 7-8 mln zł, bo tak zakładamy na następne lata...

A.M.: Na ostatniej sesji po raz drugi złożyłam projekt uchwały o podniesieniu stawek podatku o stopień inflacji, czyli o 4,4 proc. Byliście temu przeciwni, uchwała nie wejdzie w życie, a szkoda, bo wtedy sytuacja finansowa miasta wyglądałaby zupełnie inaczej. Pieniądze, które wpłynęłyby z podwyżek, pozwoliłyby nam na poprawę wskaźników i zaciąganie kredytów, które służyłyby temu miastu. Decyzja rady nie będzie jeszcze taka bolesna w 2013 roku, ale jeśli radni nadal będą do tego tematu podchodzić w sposób populistyczny i polityczny, myślę, że miasto za trzy, cztery, pięć lat bardzo to odczuje.

A.K.: Myślę, że to nie jest populizm, nie chcieliśmy nikomu zrobić na złość. Sytuacja firm, tych naszych, radomszczańskich, jest trudna. Wystarczy przejść się ulicami. Zamiast winiet reklamowych widać ogłoszenia „wynajmę” lub „sprzedam”. Jest kryzys, który szczególnie dotyka niewielkich przedsiębiorców. Dlatego baliśmy się podwyższyć podatki.

J.F.: Dodatkowe wpływy z podwyższonego podatku to byłoby około 900 tys. zł. W projekcie budżetu na 2013 rok wpływy z podatku i tak mamy większe o 3 mln zł.

A.M.: Bo bardzo pilnujemy ściągalności podatku, zlecamy windykacje... Słyszałam dużo zarzutów, dlaczego nie podnosiliśmy podatków, gdy były lepsze lata. Chcieliśmy, ale nie było na to zgody. Chociaż może zabrakło mi determinacji, by przygotować odpowiednie uchwały... Spowolnienie gospodarcze jest widoczne, patrząc chociażby na wpływy z podatku PIT. Zgodnie z wytycznymi ministra finansów, musimy w budżecie zarezerwować mniejsze wpływy niż na 2012 rok... Więc my, lokalnie, również musimy wziąć na siebie te problemy. Podawaliśmy liczby, jakie będą obciążenia przedsiębiorców, gdy podatek wzrośnie. Duży przedsiębiorca, który dysponuje kilkoma hektarami zapłaci rocznie 11 tys. zł więcej. Ale te opłaty może wpisać sobie w koszty działalności. Mniejsi, np. salon fryzjerski, zapłaciłby o niespełna 60 zł rocznie więcej. Zakład stolarski – 300 zł na rok więcej.

E.D.: Wydaje się, że to nieduża kwota, ale dla niejednego to sporo. Gdybyśmy teraz podnieśli podatki, to przedsiębiorcy zaczną zwalniać ludzi...

J.F.: Mamy stabilny system podatkowy i przedsiębiorcy, którzy wchodzą do Radomska wiedzą: rada nie podnosi podatków. To jest dla nich zachęta, by tu inwestowali.

A.M.: Przypomnę rok 2003, gdy był pan wiceprezydentem. Wtedy podatki zostały wywindowane do górnego poziomu, ustalonego przez ministra.

J.F.: Ale wtedy Radomsko kupowało grunty i pieniądze były potrzebne. A potem prezydent Słowiński powiedział: zamrażamy podatki, będziemy zachęcać inwestorów do przychodzenia do Radomska.

Ł.W.: Żałuję dziś, że nie doszło do podniesienia podatków. Długo się wahałem, dyskutowaliśmy nad tą sprawą w naszym klubie... Szkoda, że nie osiągnęliśmy porozumienia w tej sprawie. Gdyby nawet nasz klub głosował za wzrostem stawek, to i tak byłoby nas łącznie ośmioro, a więc i tak za mało do przeforsowania zmian... Prawda jest taka, że pani prezydent nie przekonała do podwyżek ani przedsiębiorców, ani radnych.

J.F.: Ja też byłbym za podniesieniem podatków, gdybym wiedział, że te dodatkowe pieniądze zostaną przeznaczone na coś, co zwiększy naszą konkurencyjność i bazę. Gdyby pani prezydent powiedziała przedsiębiorcom tak: słuchajcie, musimy zwiększyć podatki, ale te pieniądze przeznaczymy np. na remont ulicy św. Rozalii, gdzie znajduje się wielu przedsiębiorców...

A.M.: W ten sam sposób mógł się pan wypowiedzieć na komisjach, na sesjach...

J. F.: Zwracaliśmy się do pani z pytaniem, na co te dodatkowe pieniądze będą przeznaczone, nie było jasno określonego celu...

A.M.: Wystąpiliśmy o zorganizowanie spotkania w celu omówienia podwyżki stawek podatku. Zorganizował je wreszcie Jacek Gębicz i pojawił się na nim jednoosobowo, jako reprezentant radnych koalicji, był Ryszard Szczygłowski i Zbigniew Piechowicz. I wtedy postulaty, przedstawione przez pana Gębicza były zupełnie odmienne od tych, które państwo tu dziś prezentujecie.

E.D.: Słyszałam, jak pan skarbnik, uzasadniając kiedyś potrzebę podwyżki podatków, mówił, że te dodatkowe pieniądze zostaną przeznaczone na remont ulicy, przy której mieści się najwięcej przedsiębiorców. Zapytałam więc o konkretną drogę i usłyszałam, że nie, to nie jest możliwe.

Ł.W.: Podsumowując tę dyskusję, smutne jest to, że tylko trzech radnych zagłosowało za bardzo ważnym projektem. A przedsiębiorcy bili brawo tej części rady, która nie podniosła rąk.

A.M.: Jesteśmy w takiej sytuacji, że nie możemy zaciągnąć kredytów na inwestycje i to właśnie dzięki państwa decyzji.

J.F.: Nie dzięki naszej decyzji, ale dzięki temu, że nie pilnowała pani wydatków bieżących.

Wkrótce ciąg dalszy debaty.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Półmetkowa debata w redakcji "Co Nowego" i Radomsko NaszeMiasto.pl Cz. 1 - Radomsko Nasze Miasto

Wróć na radomsko.naszemiasto.pl Nasze Miasto