To, jak dzisiaj obchodzimy święta Bożego Narodzenia, często ma niewiele wspólnego z tradycyjnym świętowaniem, którego nie pamiętają już nawet nasze babcie. Zwyczaje się zmieniają, warto więc przypomnieć sobie, jak kiedyś wyglądały święta w okolicach Radomska.
Wydarzenia, pogoda i zachowanie ludzi w wigilię były źródłem wróżb i proroctw. Od rana obserwowano nawet najdrobniejsze zdarzenia, bo te były znakami na przyszłość. Pogodę, dym z komina, zachowanie zwierząt i ludzi interpretowano jako przepowiednie. Z tego, czy pierwszy gość będzie kobietą czy mężczyzną w zależności od okolicy wróżyło pomyślność lub niepowodzenia w gospodarstwie.
W wigilię nawet za najmniejsze przewinienie surowo karano dzieci, wierzono bowiem, że rózgi otrzymane w tym dniu zapewnią im zdrowie. Panował zakaz długiego spania, kłócenia się i pożyczania czegokolwiek. Należało wstać jak najwcześniej, umyć się w zimnej wodzie i zabrać do ostatnich porządków i dekorowania domu.
Pogoda wróżyła prognozy na cały rok. Szron na drzewach zapowiadał urodzaj, a usłyszany grzmot - biedę. Dzień bezchmurny wróżył rok urodzajny i... obfitość jajek.
Do południa zawsze należało wykonać pewne zabiegi magiczne przy bydle, by uchronić je przed czarownicami. Obory omiatano z pajęczyn, kreślono krzyżyki kredą, zwierzęta okadzano święconymi wiankami. Zwierzęta traktowano bardzo dobrze i obficie karmiono.
Na święta izba musiała być obowiązkowo przystrojona. Belki ozdabiano zielonymi gałązkami drzew iglastych. W drugiej połowie XIX w. na tych gałązkach zaczęto wieszać gwiazdki z kolorowego papieru i kolebki z opłatka. W XX wieku u sufitów pojawiły się wierzchołki świerków ozdabiane watą, papierowymi kwiatami i kawałkami opłatka. Dopiero ok. 1914 roku pojawiły się małe choinki, a w okresie międzywojennym - większe drzewka.
Wykonaniem ozdób choinkowych zajmowały się najczęściej panny na wydaniu lub młode gospodynie. Gospodarz przynosił słomę lub siano. Siano rozkładano na ławie lub stole i nakrywano obrusem. Przed wieczerzą modlono się i dzielono opłatkiem, a ten przegryzano chlebem lub jabłkiem, by ustrzec się od bólu gardła. Liczba potraw była nieparzysta, zaś biesiadników - parzysta.
Wieczerza była okazją do zapewnienia sobie pomyślności w nadchodzącym roku, np. gdy ktoś chciał być szczególnie pracowity, musiał jeść na stojąco. Wszyscy musieli skosztować każdej potrawy, by zapewnić sobie dostatek jedzenia na przyszły rok.
Wierzono, że o północy zwierzęta mówią ludzkim głosem, a śmiałkowi, który odważyłby się podsłuchać tych rozmów, groziła ślepota, ciężka choroba lub nawet śmierć. Panowało przekonanie, że w wigilię dusze zmarłych mogą przebywać z bliskimi, obowiązywał więc zakaz hałasowania i posługiwania się ostrymi narzędziami. Na stole zostawiano okruszyny po kolacji. Dmuchano na stołki i ławy, by nie usiąść na duszy.
Wigilię kończyła pasterka, a wracający z uroczystości kawalerowie lubili robić psikusy w domach panien, chowali furtki, wrota, malowali szyby wapnem.
Dzień Bożego Narodzenia spędzano w gronie rodzinnym na świątecznym "nicnierobieniu". Obowiązywał ścisły zakaz gotowania, mycia się, czesania, czyszczenia butów i ubrań, a także sprzątania. Złamanie zakazów uważano za ciężki grzech.
Na podstawie opracowania Krystyny Filarowskiej z Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Regionalnego w Radomsku.
Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?