Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sto lat aktywnego życia Wacława Popiołka z Radziechowic

Klaudia Nita
Wacław Popiołek stworzył specjalne kroniki, w których spisuje swoje wspomnienia
Wacław Popiołek stworzył specjalne kroniki, w których spisuje swoje wspomnienia fot. Klaudia Nita
W Polsce żyje niemal trzy tysiące stulatków. Ale taki jak Wacław Popiołek z Radziechowic jest tylko jeden. Przez 44 lata nieprzerwanie był sołtysem swojej wsi.

Sto lat! Sto lat! Niektórym to się sprawdza. Wacław Popiołek we wrześniu skończy 100 lat. Życie miał ciężkie, czas, w którym przyszedł na świat był chyba jednym z najgorszych okresów dla Polski. Urodził się 28 września 1913 roku w Radziechowicach.

Jego ojciec był prawdziwym patriotą, oddanym Józefowi Piłsudskiemu. W takim duchu wychował też swego syna. Nauczył go szacunku do pracy i dla ludzi. W latach młodzieńczych Wacław należał do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej, udzielał się w parafialnym chórze. Potem przyszedł czas na pierwszą miłość. Z pierwszą żoną Genowefą ślub wziął w 1940 r., półtora roku później po raz pierwszy został ojcem. Pierwsza żona zmarła dosyć młodo, ożenił się powtórnie. Miał troje dzieci, ma sześcioro wnucząt i jedenaścioro prawnuków, niedługo urodzi się dwunasty prawnuk.

Pytany o przepis na długowieczność nie odpowiada jednoznacznie. - Nie palę papierosów i nigdy ich nie paliłem, nie byłem też typem hulaki, nie piłem - mówi.

O swym życiu opowiada bez optymizmu. - To tylko męczarnia, nic więcej, wspomnienia wracają, niektóre fragmenty mojego życia są naprawdę ciężkie, przed śmiercią chciałbym to jeszcze opisać, by pozostawić po sobie jakiś ślad - tłumaczy.

Młodość pana Wacława nie była sielanką. II wojna światowa była trudnym czasem dla Polaków, dla niego także. 22 miesiące przebywał w obozach koncentracyjnych. Był świeżo po ślubie, gdy trafił do Oświęcimia, stamtąd przewieziono go do Buchenwaldu koło Weimaru, po trzech tygodniach pracy w kamieniołomach przewieziono go do Bergen-Belsen, tam był dziewięć miesięcy, ostatnim obozem, w którym przebywał był Ravensbruck.

"Zaczęto przydzielać nas na poszczególne bloki. (...) Nie jedząc drugi dzień położyłem się do spania na gołych deskach. Tak przespałem pierwszą noc w Oświęcimiu, z wielkim strachem, z myślami o domu, żonie, rodzicach oraz prawie dwuletniej córeczce. Z pytaniem, ile godzin tu jeszcze przeżyję, bo nikt nie wierzył, że tę gehennę przetrwa. 4 października zarządzono apel wszystkich bloków, ustawiono nas w kolumnach i przystąpiono do numerowania. Tuszem na prawej ręce poniżej pachy wtopiono mi numer 154228" - czytamy w kronikach spisanych przez Wacława Popiołka.

Opowiadanie o obozach przychodzi mu z trudnością, a łzy za każdym razem, gdy wspomina ten ciężki czas, napływają mu do oczu. - Tydzień przed końcem wojny do obozu przyszła paczka dla mnie, jedyna paczka, jaką dostałem w obozach. Cieszyłem się, bo wiedziałem, że z moją rodziną wszystko w porządku i że wiedzą, że żyję - wspomina.

Wielkanoc w obozie wspomina ze łzami w oczach.
- Doczekaliśmy się niedzieli wielkanocnej. Rano idziemy do pracy (…) kapo nakazuje przenieść szopę, to duży ciężar, ja ważyłem wtedy 32 kg, nie mogliśmy podnieść tej szopy. Rozwścieczony kapo uderzył mnie z całej siły drewnianą listwą, upadłem zemdlony. Co było dalej, nie pamiętam. Poza bólem kręgosłupa czułem ból lewej ręki, krwawiła, cały palec był przecięty. Koledzy opowiadali ze upadłem na rygiel z gwoździami, a kapo uderzył mnie jeszcze kilka razy - mówi pan Wacław.

Wojna się skończyła, pan Wacław wrócił do domu. Choć miał możliwość emigracji do USA, wybrał rodzinę. Musiał zająć się niszczejącym gospodarstwem, utrzymywać rodzinę. Szybko zyskał zaufanie wśród mieszkańców Radziechowic, stał się aktywnym członkiem społeczności. Założył na wsi głośniki radiowe, co według stulatka przyczyniło się do zaproponowania mu stanowiska sołtysa. Od 1948 roku nieprzerwanie przez 44 lata był włodarzem gminy. Za czasów jego sołtysowania zbudowano szkołę, mleczarnię, wodociąg, oświetlenie uliczne, pan Wacław postarał się, by przez wieś przejeżdżały autobusy PKS.

- Nasz stary sołtys, jako jeden z pierwszych starał się o budowę kanalizacji - wspomina jeden z mieszkańców wsi. - Za jego rządów Radziechowice bardzo się rozwinęły, dla nas zawsze będzie starym sołtysem. Tak mówimy.
Pan Wacław prowadził aktywne życie, należał do wielu zarządów i rad m.in. rady nadz.GS Ładzice, rady OSM Radomsko, był założycielem Kółka Roln. w swej wsi, przew. Sądu Koleżeńskiego, czł. zarz. rady Zw. Inwalidów Wojennych, członkiem ZBOWiD, rady Klubu Seniora Ruchu Ludowego, PSL oraz kuratorem Sądu Okręgowego. Ma kilkadziesiąt odznaczeń m. in. Krzyż Partyzancki, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodz. Polski, Srebrny Krzyż Zasługi, Krzyż Oświęcimia, Krzyż Armii Krajowej, Honorową Odznakę Woj. Łódzkiego, Medale 30-lecia Polski Ludowej i Zwycięstwa i Wolności.

Pan Wacław mówi, że ma jeszcze jeden z cel w życiu - chce przekazać swoje wspomnienia młodszym pokoleniom. Dlatego prawie co dzień siada i spisuje to, co pamięta. Czasem musi odejść od pracy, bo niektóre wspomnienia są jeszcze zbyt żywe.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodzkie.naszemiasto.pl Nasze Miasto