Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bajka o wodniku Radomku, co chciał być pożyteczny

Anna Niedziela - Strobel
Prezentujemy kolejny utwór nagrodzony w konkursie "Radomszczańska Bajka". II miejsce zajęła bajka "O wodniku Radomku, co chciał być pożyteczny" . Autorem jest Anna Niedziela - Strobel z Warszawy.

Ciekawe, czy jest jeszcze na świecie ktoś, kto wierzy w wodniki? Pewnie nie, bo i wodników dziś jak na lekarstwo. Były jednak czasy, kiedy wodniki miały się całkiem dobrze. Jako demony wodne, czuły się panami (i paniami, bo wodniczki też istniały, w dodatku piekielnie dokuczliwe) rzek, jezior i stawów. Co one takiego robiły? Ano nic pożytecznego, bo psociły, straszyły, podtapiały, wciągały, nawet topiły. Zwierzęta i ludzi- jak leci. Kto był nieostrożny i naraził się wodnikowi, miał nie lada kłopoty! Takie to były stworzenia. Można więc spodziewać się, że przez swoje zachowanie, nie cieszyły się dobrą opinią ani wśród ludzi, ani wśród zwierząt. Poza wodnym światem nie miały żadnych przyjaciół. Ba! Nie było ani jednej osoby, która powiedziałaby o wodniku dobre słowo. Jednak pewnego razu, nad rzeką Radomką, niedaleko Radomska wydarzyły się niezwykłe rzeczy, które wpłynęły na opinię o wodnikach. Posłuchajcie.

Radomka była urokliwą rzeką, z brzegami porośniętymi piękną trawą i kwiatami. Wiła się jak wstęga, hen daleko, przez lasy i łąki, a drzewa chętnie zapuszczały przy niej swoje korzenie. Niestety, nie zawsze to, co ładne, ma same zalety. Na nieszczęście dla Radomki zamieszkiwały ją wodniki. Jedna rodzina, ale za to jaka malownicza! Dziadek Złotopij miał zielone, długie do kostek włosy, ogromne oczy jak u ropuchy i tak wiele lat, że już sam nie pamiętał, kiedy się urodził. W młodości słynął z napadania na bogatych kupców i szlachciców. Teraz potrafił godzinami wpatrywać się w swoją złotą szkatułkę i opowiadać o największych wyczynach.

- Kiedyś, to były czasy!- mawiał- Pamiętam, jak do Radomska przybyło wielu bogatych i pięknych panów. Zjechali z różnych stron, żeby wybrać króla Polski. Oj, kłócili się przy tym i kłócili. Jedni chcieli, żeby królem została Jadwiga, najmłodsza córka króla węgierskiego. Nie wszyscy jednak byli zachwyceni tym pomysłem. Jednego szlachcica, co wrzeszczał najwięcej, postraszyłem tak, że uciekł, gdzie pieprz rośnie. Po nim została mi ta piękna szkatułka. Jadwiga została wtedy królem. Podobno była bardzo dobrym i mądrym władcą.
Tata Muzolek był bardziej nowoczesny. Miał włosy sfilcowane w dredy, chodził w spodniach i szerokiej koszuli, a na szyi nosił mnóstwo czerwonych wisiorków. Słynął ze swej siły i słabości do muzyki. Szczególnie upodobał sobie piszczenie na źdźble trawy. Kiedy zaczynał grać, wszyscy w okolicy zatykali uszy, żeby nie docierały do nich przeraźliwie wysokie dźwięki. Mama miała na imię Malicha i była chudą jak trzcina wodniczką. Nosiła czerwoną suknię, od lat tę samą i mnóstwo czerwonych korali. Długich do kostek włosów nie czesała, ale bardzo chwaliła sobie ich praktyczność, bo zawsze miała czym zamieść podłogę. Oprócz dziadka, taty i mamy był jeszcze synek. Miał na imię Radomek. Jedyne dziecko w tej rodzinie wodników. Pewnie myślicie, że skoro jedynak to był bardzo rozpieszczany. Nic z tych rzeczy. Dlaczego? Ano dlatego, że Radomek w przeciwieństwie do innych wodników, nie chciał psocić, topić ani straszyć. Był zawsze czysto i schludnie ubrany, więc prezentował się jak grzeczny, ludzki chłopiec. Może nie był zbyt urodziwy, bo cerę zawsze miał zielonkawą, ale na pewno wyglądał inaczej niż przeciętny wodnik. Tylko długich włosów nie mógł ostrzyc, bo choć próbował setki razy, zawsze po pół godzinie miał je z powrotem do pasa. Włosy chował więc pod kapeluszem. Poza tym Radomek wyróżniał się melancholijnym usposobieniem. To znaczy, że często przesiadywał nad brzegiem rzeki, patrzył w gwiazdy i marzył. O czym? O tym, żeby mieć uczciwe zajęcie, które sprawi, że inni będą go szanować, podziwiać i lubić. Radomek najbardziej na świecie chciał być potrzebny i pożyteczny. Pewnego dnia oświadczył rodzinie, że zamierza nająć się do pracy.

- Coś podobnego? Wodnik, który chce pracować?!- grzmiał dziadek-Odkąd żyję, jeszcze żaden wodnik nie splamił się pracą! Jesteśmy szanowaną rodziną, z najlepszymi tradycjami. Nie było bardziej złośliwej i dokuczliwej rodziny wodników w całej okolicy!

- Ja ci dam pracę!- groził tata- Szoruj na most straszyć ludzi, a nie będziesz wymyślał jakieś niestworzone historie. Jesteś wodnikiem, a nie jakimś tam człowiekiem, który pod wodą nawet pół godziny nie wytrzyma. Hałasu i lamentu w domu Radomka było co nie miara. Tylko mama ukradkiem ocierała łzy swoimi długimi włosami. Radomek nie słuchał jednak bliskich. Jak postanowił, tak zrobił. Ubrał się w najlepsze spodnie, założył odświętną koszulę, kapelusz głęboko naciągnął na głowę i udał się do młynarza.

- Młynarzu, nie potrzebujecie przypadkiem pomocnika?- zapytał nieśmiało. Młynarz otarł pot z czoła białą od mąki dłonią i powiedział: -

Ano potrzebuję. Mam do załadowania mąkę na wóz, bo wybieram się na targ. Szczęśliwy Radomek złapał za pierwszy worek. Ciążył mu on okrutnie, ale wodnik nie zrażał się. Myślał sobie, że w końcu zrobi coś pożytecznego. Jednak, jak to mówią: "licho nie śpi". Jakaś niewidzialna siła skierowała go w stronę rzeki i zanim się Radomek ocknął ze swoich pięknych myśli, worek zamiast na wozie, wylądował w wodzie. Młynarz kipiał ze złości:

- Ty nicponiu, ty gagatku! Po toś przyszedł do mnie, żeby mi szkodzić?!- wrzeszczał-Nie potrzebuję takiego pomocnika! Radomek uciekł czym prędzej, żeby go jeszcze kij młynarza nie dosięgnął. Poszedł nad rzekę, smutno zwiesił głowę jak wierzba, przy której usiadł i zapłakał. Przepływał tamtędy flisak, mały człowieczek, który drewno na tratwie spławiał z jednego miasta do drugiego. Zawołał do Radomka:

- A co ty tak siedzisz i się mazgaisz? Do pracy byś się lepiej wziął.

- Chciałbym, ale nic mi nie wychodzi- odpowiedział pociągając nosem Radomek.

- Oj, niemożliwe, że nic. Na pewno jest coś, co ci wychodzi, tylko jeszcze tego nie wiesz. Może chciałbyś zostać flisakiem?- zapytał mały człowieczek. Radomek ożywił się.

- Naprawdę? Mógłbym?

- Zobaczymy czy się nadajesz. Wskakuj na tratwę i łap za wiosło, a ja sobie trochę podrzemię.

Radomkowi dwa razy nie trzeba było powtarzać. Wiosło mocno trzymał w rękach i uważnie sterował tratwą. Co jednak zrobić, kiedy ma się psotną naturę? Znów jakieś licho podkusiło Radomka, tratwa wpłynęła na duży kamień i przechyliła się. Drewno wylądowało w wodzie, a wraz z nim mały człowieczek. Radomek przerażony dał nura w głąb rzeki. Żałował, że słuch ma dobry, bo daleko niosły się krzyki flisaka, który wymyślał wodnikowi na czym świat stoi. Nieszczęśliwy Radomek kilka dni siedział w szuwarach, zanim odważył się wystawić głowę na powierzchnię wody.

- E tam, jestem do niczego- mamrotał pod nosem idąc brzegiem rzeki- Nic pożytecznego nie potrafię zrobić. Nagle zobaczył łódkę, którą ludzie chcieli przeprawić się na drugi brzeg. Ktoś zamachał do niego ręką i zawołał:

- Hej! Chcemy przepłynąć przez rzekę, ale nie ma kto wrócić łódką. Mógłbyś z nami popłynąć?
Radomek niezbyt już wierzył, że może zrobić przysługę, bez wyrządzania szkody. W końcu jednak zgodził się, wsiadł do łódki i zaczął wiosłować. Nagle w połowie rzeki jakaś ogromna siła zmusiła go do przechylenia się na jeden bok. W jednej sekundzie łódka przewróciła się. Nikt nie zdążył nakrzyczeć na Radomka, bo ten błyskawicznie zniknął w głębinach. Ze wstydem wrócił do rodzinnego domku, zwinął się w kłębek na swoim łóżku i zapłakał. Dziadek z ojcem nie byli zbyt zmartwieni.

- A widzisz? Na co ci to było?- mówili jeden przez drugiego- Praca nie jest dla wodnika. Za to szkody wychodzą ci całkiem nieźle- chwalili na pocieszenie. Radomek nie odpowiadał, tylko szlochał w poduszkę. Leżał tak trzy dni. Mama przynosiła mu jedzenie i ocierała jego zapłakaną twarz swoimi włosami. W końcu powiedziała:

- Radomku, tak nie może być. Skoro marzysz o uczciwym zajęciu, to idź i szukaj dalej. Na pewno jest coś na świecie, co potrafisz robić doskonale i co jest pożyteczne dla innych. Po prostu na razie za mało próbowałeś. Radomek przestał płakać i spojrzał na matkę. Uśmiechnął się, ucałował matulę i wyszedł z domu. Tym razem postanowił popłynąć do niedalekiego Radomska. W mieście przygotowywano się do święta upamiętniającego zjazd szlachty i wybór Jadwigi na królową Polski. Z tej okazji Radomsko udekorowane było pięknymi kwiatami, a ratusz jaśniał jeszcze bardziej niż zwykle. Wodnik wędrował ulicami miasta, a że był głodny, nos zaprowadził go do pięknej restauracji. Akurat przygotowywano uroczysty obiad. Radomek zobaczył krzątającego się kucharza i nieśmiało zapytał:

- Nie potrzebujecie przypadkiem pomocnika? Kucharz był poczciwym jegomościem. Popatrzył uważnie na Radomka. Od razu poznał, że to wodnik, ale skinął na niego ręką i powiedział:

- Chodź, ugotujesz zupę.
Radomek uradowany pobiegł do kuchni w podskokach. Dostał białą czapkę i starannie schował pod nią swoje długie, zielone włosy. W końcu gotowy do pracy stanął nad garnkiem. Wtedy zdał sobie sprawę, że przecież nigdy dotąd nic nie gotował i nie ma zielonego pojęcia, jak robi się zupę. Już chciał zrezygnować, kiedy przypomniał sobie słowa mamy- wodniczki. "Dobrze, przynajmniej spróbuję"- pomyślał. Wziął więc ziemniaki, pokroił i wrzucił do gotującej się wody. Ale co dalej? Radomek nie wiedział, za to jego licho wiedziało. Zaraz kazało powrzucać do garnka wszystko, co Radomek miał pod ręką: liście laurowe, pieprz, kuleczki ziela angielskiego, żur ze słoja, cebulę, czosnek, słoninę, grzyby, sól. Radomek patrzył w garnek przerażony, a licho w jego duszy zaśmiewało się do łez. W końcu kucharz postanowił sprawdzić, co też nowy pomocnik ugotował. Wziął łyżkę zupy i spróbował. Radomek zzieleniał jeszcze bardziej niż zwykle i czekał, aż kucharz zacznie wrzeszczeć. Ale o dziwo, kucharz oblizał się i uśmiechnął od ucha do ucha:

- To dopiero zupa! Coś podobnego! Tyle lat gotuję, a nigdy nie wpadłem na taki smak. Pyszne!- i znów zanurzył łyżkę w garnku.
Radomek stał i uszom nie wierzył. To wszystko, co tak na chybił trafił wrzucał do garnka, jest jadalne? Kucharz nie dał mu jednak za długo myśleć:

- Zostajesz u mnie. I będziesz gotował tę swoją zupę- postanowił- Tylko jak my ją nazwiemy? Hmm...

- Może zalejemy do talerzy i wtedy się zastanowimy...- powiedział nieśmiało Radomek, który zupełnie zapomniał o swoim głodzie. Teraz jednak zapach zupy dostał się przez nozdrza do żołądka i wiercił w nim dziurę.

- Mówi się "wlejemy"- poprawił kucharz i klepnął się w udo- już wiem! Nazwiemy ją "zalewajka".
Tak też zrobili. Tego dnia podczas uroczystego obiadu goście dostali nową zupę. Zachwytom nie było końca. A że na święto zjechały również delegacje z innych miast, wieść o wodniku, który gotuje pyszną zalewajkę rozniosła się szybko po kraju. Prezydent miasta przyznał wodnikowi honorowy tytuł "Mistrza Zalewajki". Sława Radomka dotarła więc i do zielonego domku w szuwarach. Dziadek z ojcem, choć inaczej wyobrażali sobie przyszłość najmłodszego z rodu wodników, cieszyli się szczerze. A mama znów ocierała łzy włosami, tym razem ze wzruszenia. Z czasem wewnętrzne licho Radomka przygasło. Choć zanim to się stało, nie raz jeszcze "zmalowało" niezłe danie. Radomek poznał też dziewczynę, która nie bała się wyjść za mąż za wodnika. Razem dochowali się uroczej gromadki i własnej restauracji. Wieczorami Radomek opowiadał siedzącym u jego stóp dzieciom o tym, jak marzył kiedyś o pożytecznej pracy i zawsze kończył swoją opowieść słowami: "nie do trzech razy sztuka, ale do skutku. Próbuj tak długo, aż w końcu znajdziesz to, czego szukasz".

A co ze złą opinią o wodnikach? Dzięki Radomkowi trochę się poprawiła. Zresztą, same wodniki doszły do wniosku, że teraz to już za bardzo nie wypada dokuczać wszystkim. Od tamtej pory kłopoty z wodnikami mają tylko ci, którzy zaśmiecają brzegi rzek i jezior lub kąpią się w niebezpiecznych miejscach. Zapytacie, ile w tej bajce prawdy? Hmm.. Radomsko rzeczywiście słynie z zalewajki, która doczekała się swojego festiwalu, królową Jadwigę naprawdę wybrano na zjeździe szlachty w Radomsku, a co do reszty... nie wiadomo.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na radomsko.naszemiasto.pl Nasze Miasto