Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia Anny Poniemuńskiej, ocalonej z Holocaustu

mk
Anna Poniemuńska i Władysław Jaguścik
Anna Poniemuńska i Władysław Jaguścik Archiwum prywatne
To był historyczny dzień, miałam wtedy 4 lata i 8 miesięcy. Przyjechali nad ranem, o godzinie 4.30… Niemcy SS z Radomska. Wołali: „Otwierać drzwi, otwierać drzwi, wszyscy raus!”...

To był historyczny dzień, miałam wtedy 4 lata i 8 miesięcy. Przyjechali nad ranem, o godzinie 4.30… Niemcy SS z Radomska. Wołali: „Otwierać drzwi, otwierać drzwi, wszyscy raus!”. Trawa była jeszcze mokra od rosy, usiedliśmy rzędem… - tak Anna Poniemuńska, ocalona z Holocaustu, zaczyna opowieść o dniu, w którym straciła najbliższych. Historię swojego życia opowiedziała młodzieży z Radomska, którą po raz pierwszy spotkała w Kiryat Bialik.

W radomszczańskim getcie

Urodziła się w Łodzi, ale jaj mama i babcia pochodziły z Radomska. Miała 11 miesięcy, kiedy wybuchła wojna, matka zostawiła ją pod opieką babci, która mieszkała przy ul. Krakowskiej 9 w Radomsku. Sama pojechała do Rosji w poszukiwaniu swojego męża. Razem z babcią i wujkiem mała Ania trafiła do radomszczańskiego getta. W październiku 1942 roku, kiedy po raz pierwszy postanowiono je zamknąć, razem z krewnymi została przewieziona do Łęgu pod Radomskim do Andzi, pomocy domowej. 23 lipca 1943 roku, gdy przyszli po nich Niemcy, po raz pierwszy zobaczyła pozostałych Żydów ukrywanych przez Andzię i Władysława Jaguścików.

- To była zabita dechami wieś, wszystko czarne ze starości – wspomina i dodaje, że pewnie nikt by się o nich nie dowiedział, gdyby nie syn sołtysa, który pracował w policji. - Nie wiem, czy myślał, że coś za to dostanie, czy dojdzie do jakiegoś stanowiska, ale to nas wydał. Razem było nas ośmioro…

Jej babcia i wujek mieli „aryjskie papiery”, druga rodzina – nie.
- Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam innych Żydów, którzy nie mieli aryjskich papierów. To była rodzina z małym chłopczykiem, miał może 9 lat. Widziałam go wtedy po raz pierwszy i ostatni. Do dzisiaj pamiętam, jak był ubrany – wspomina. - Siedzieliśmy w rzędzie na mokrej trawie, ja na kolanach babci, przed babcią wujek, a obok nas Andzia. Na podwórku była studnia, obora, stodoła, a obok żyto. To przy studni wszyscy musieli się „wyspowiadać” , pokazać papiery i pomodlić. Ponieważ tamci Żydzi nie mieli żadnych dokumentów, od razu wszystko było jasne. Kazali im iść za stodołę i tam strzelali. Wszystko widziałam… jak ludzie padali.

Kiedy przyszła kolej na wujka pani Anny, ten zaczął tłumaczyć, że nazywa się Heniek Borys, ale żadne papiery ani modły nie pomogły. - Jeden z esesmanów znał wujka i moją babcię. Ona była felczerką, wszyscy ją w Radomsku znali. Kiedy powiedzieli, że mój wujek jest Żydem, ten uciekł w żyto. Niemcy, którzy stali na dachu obory i stodoły, strzelali w jego kierunku, a że nie byli pewni, czy trafili, podpalili pole. Wujek wypłoszony wybiegł, ale chyba pomylił kierunki i zamiast uciekać w kierunku Warty, wybiegł bliżej nas na łąkę. Znów strzelali, upadł, zabili go.. – pani Annie łamie się głos.

Ocalona z Holocaustu
Przyszła kolej babcię, która zdjęła wnuczkę z kolan i dała Andzi.
- Powiedziała, że nazywa się Ewa Borys, ale oni wiedzieli lepiej. Poszła za stodołę, zabili ją – mówi pani Anna. - Więcej już nic nie widziałam, stałam się jak kamień, odjęło mi mowę. Jakbym wtedy powiedziała „babciu”, teraz byłabym w innym miejscu.

Andzia powiedziała, że mała Ania jest jej córką i dziecko zostało przy życiu. Wygląd dziewczynki nie wskazywał na to, że jest Żydówką. Żołnierze mieli jednak wątpliwości i poszli pytać sołtysa. Ale tamten nie wiedział. Powiedział, że Anna jest mała i może tak być, że to Andzia ją urodziła. – Ale Andzia z Władysławem nie mieli dzieci… - mówi pani Anna.

W sumie we wsi było wtedy dwudziestu czterech Żydów, przebywali pod opieką jeszcze dwóch gospodarzy. Jak opowiada pani Anna, wszystkich dwudziestu tzrech zakopano w dole pod lasem, naprzeciwko domu Jaguścików. - Kiedy wróciłam tu po raz pierwszy w 2010 roku, po tylu latach od 1946 roku, pamiętałam, gdzie to było, pomyliłam się jedynie o półtora metra – wspomina.

Potem Władysława i jego dwóch braci zabrano do Oświęcimia. Ania została z Andzią sama.- Ona musiała przejąć jego obowiązki w polu, ja zajmowałam się domem. Ciągnęłam wodę ze studni, chodziłam z krową i kózką na pastwisko, musiałam patrzeć, czy kura zniosła jajko, szukałam lebiody na obiad, rozpalałam w piecu, zamiatałam. Jaguścik wrócił w styczniu 1945 roku, był taki apatyczny - opowiada.

Po wojnie

W Łęgu pani Anna została do 1946 roku, póki nie przyjechali po nią rodzice. Wcześniej nie mieli kontaktu około 5 lat, ostatnia paczka od matki przyszła do Radomska w 1941 roku.
- Mój tatuś był w Armii Czerwonej i z wojskiem od państwa do państwa walczył z Niemcami. Mama była w kołchozie, ale jakoś w końcu spotkali się i gdy Wanda Wasilewska stworzyła Związek Patriotów Polskich, mama zapisała siebie i tatusia. W 1946 roku mogli już legalnie wrócić do domu. Nie mieli nic, mama wróciła w sukience uszytej ze spadochronu z garścią kostek cukru zawiniętych w chusteczkę. Tata – tak jak stał, w mundurze, prosto z wojska. To było ich całe bogactwo. Mama wiedziała już, że nie zobaczy matki i brata, że ja jedna zostałam przy życiu – opowiada.

Rodzice postanowili odzyskać dziecko, ale i tym razem nie obyło się bez problemów. Najpierw do Jaguścika przyjechał ojciec. – Nie znałam go, nie widziałam wcześniej zdjęć. Dla mnie to był „jakiś pan”, ale od razu poczułam jakąś dziwną bliskość do tego człowieka. Pamiętam, miałam wtedy 7 lat, jak wróciłam z pastwiska, Jaguścik siedział na łóżku, tata na krześle. Wziął nie wtedy na kolana i dał paczuszkę cukierków, ale żaden z nich nie powiedział mi wtedy, że to mój ojciec – wspomina pani Anna.

Jednak ojciec jak przyjechał, tak pojechał, bo gospodarz nie chciał oddać dziecka, przynajmniej nie za darmo. Zażądał ogromnej sumy pieniędzy, za które chciał kupić konia, krowę i wóz. Rodzice zwrócili się o pomoc do Komitetu Żydowskiego w Warszawie, a przez jego przedstawicieli do amerykańskiej organizacj, która za każdego uratowanego Żyda oferowała od 35-40 tys. zł.
- W końcu tata mnie zabrał z Łęgu, wtedy po raz pierwszy spotkałam się z matką. Pojechaliśmy do Łodzi do mieszkania, w którym spędziłam 10 pierwszych miesięcy swojego życia – mówi pani Anna.

Pani Anna w Łodzi chodziła do szkoły, później uczyła się położnictwa w Pabianicach. W Łodzi pracowała do 1961 roku, wtedy sama wyjechała do Izraela, by ułożyć sobie życie. Tutaj musiała nauczyć się języka hebrajskiego, a następnie poszła do pracy. Przyznaje, że początkowo było bardzo ciężko, niemal wszystkie zarobione pieniądze odkładała. Po roku i 3 miesiącach przyjechali też jej rodzice, którzy dostali „barak”. Warunki pozostawiały wiele do życzenia, więc musiała pomagać także im. W 1964 roku wyszła za mąż za Marka, a dzięki oszczędnościom kupili pierwsze mieszkanie. Teraz mieszkają w Kiryat Bialik.

W poszukiwaniu korzeni

To tutaj roku temu Anna Poniemuńska spotkała się z grupą młodzieży z Radomska, która przyjechała do Izraela z przedstawicielami urzędu miasta i swoich szkół. Kiryat Bialik od kilku lat jest miastem partnerskim Radomska, co roku młodzież przyjeżdża do Polski i odwiedza m. in. radomszczański Cmentarz Żydowski. Podczas radomszczańskiej wizyty w Kiryat pani Anna zaczęła opowiadać swoją historię, ale ponieważ spotkanie nie było zaplanowane, musiała przerwać. Obiecała jednak, że dokończy ją, gdy przyjedzie do Radomska. Tak zrobiła.

- Mimo, że tyle w życiu przeszłam, potrafiłam odnowić swoje korzenie. Jakoś dałam radę mimo wszystko, co mnie spotkało – mówi wzruszona i dodaje, że dziś największym wsparciem jest dla niej rodzina, która doskonale zna jej historię. - Mam dwóch synów i sześcioro wnuków, razem jest nas mała grupka, 12 osób, a z rodziną mojego męża - 32 osoby. Jestem zadowolona, że jestem we własnym kraju, nikt nie może na mnie powiedzieć złego słowa. Powinno się przebaczać i iść dalej, bo zgoda buduje, a niezgoda rujnuje…

W czasie wojny zginęło dwudziestu ośmiu członków jej rodziny.

Zobacz zdjęcia ze spotkania w Radomsku: Ocalona z Holocaustu Anna Poniemuńska w Radomsku opowiedziała swoją historię

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na radomsko.naszemiasto.pl Nasze Miasto